Day Sylvia - Dotyk Crossa, Sylvia Day
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dotyk Crossa (Crossfire 1) Number I of Crossfire Day, Sylvia June Etykiety: Literatura kobieca Powieść, którą czytają kobiety w trzydziestu sześciu językach na całym świecie. Powieść, która jest najszybciej sprzedającym się tytułem ostatniej dekady. Jedyna taka powieść erotyczna, która łączy w sobie dobry styl z wyjątkową przyjemnością czytania. Sylvia Day Wyznanie Crossa Dziś jednak wyjątkowo nie potrzebowałam niczego dla odwrócenia uwagi. Kleiłam się od potu po wykańczających zajęciach krav magi, a mój umysł koncentrował się na tym, co zrobił dla mnie ukochany mężczyzna. Gideon Cross. Na samo wspomnienie jego imienia moje ciało ogarniały fale pożądania i tęsknoty. Od chwili gdy go zobaczyłam, gdy po raz pierwszy zajrzałam poza oszałamiającą, nieziemsko piękną powierzchowność i dostrzegłam kryjącego się pod nią mrocznego, niebezpiecznego mężczyznę, poczułam nieodparte przyciąganie, jakbym odnalazła drugą połowę samej siebie. Potrzebowałam go jak bicia własnego serca, a on wystawił się na ogromne niebezpieczeństwo, zaryzykował dla mnie wszystko. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Przez szybę dostrzegłam oszałamiający uśmiech mojego przyjaciela na przyklejonej z boku autobusu reklamie. Cary Taylor wykrzywiał figlarnie usta, a jego wysoka, smukła sylwetka zasłaniała skrzyżowanie. Taksówkarz z pasją naciskał klakson, jakby miało mu to utorować drogę. Nic z tego. Ani Cary się nie ruszał, ani ja. Stał przechylony w jedną stronę, miał seksownie zmierzwione kasztanowe włosy i zadziornie spoglądał szmaragdowymi oczami. Naraz dotarło do mnie, że będę musiała ukryć przed najlepszym przyjacielem straszny sekret. Cary był moim talizmanem, głosem rozsądku, opoką – moim bratem. Nie chciałam skrywać przed nim prawdy o tym, co zrobił dla mnie Gideon. Desperacko pragnęłam z kimś o tym porozmawiać, żeby uporządkować sobie wszystko w głowie, i dobijała mnie świadomość, że nigdy nie będę mogła nikomu o tym powiedzieć. Nawet nasz terapeuta zgodnie z prawem miałby obowiązek wyjawić nasz sekret. Krępy policjant ubrany w odblaskową kamizelkę autorytatywnym gestem odzianej w białą rękawiczkę dłoni skierował autobus na przeznaczony dla niego pas i przepuścił nas przez skrzyżowanie tuż przed zmianą świateł. Oparłam się na siedzeniu, obejmując się ramionami i zakołysałam się miarowo. Podróż z apartamentu Gideona na Piątej Alei do mojego domu na Upper West Side nie należała do długich, ale wydawało mi się, że trwa wieczność. Słowa, które usłyszałam od detektyw Shelley Graves zaledwie parę godzin wcześniej, zmieniły moje życie i sprawiły, że nie mogłam być z osobą, której potrzebowałam najbardziej na świecie. Musiałam go zostawić, bo nie miałam zaufania co do zamiarów Graves. Być może podzieliła się ze mną swoimi podejrzeniami tylko po to, żeby zobaczyć, czy pobiegnę do Gideona i wyda się, że nasze zerwanie było precyzyjnie wyreżyserowaną fikcją. Boże. Kłębiło się we mnie tyle emocji, moje serce waliło jak oszalałe. Gideon potrzebował mnie teraz tak samo, jak ja jego, o ile nie bardziej. A ja odeszłam. Wspomnienie kryjącej się w jego oczach udręki, gdy zamykały się między nami drzwi jego prywatnej windy, rozdzierało mi serce. Gideon. Kierowca skręcił i zatrzymał się pod moim budynkiem. Zanim zdążyłam poprosić go, żeby zawrócił, nocny portier otworzył drzwiczki samochodu, a lepkie sierpniowe powietrze wtargnęło do chłodnego, klimatyzowanego wnętrza. – Dobry wieczór, panno Tramell – powiedział portier, dotykając palcami daszka czapki i czekał cierpliwie, aż zapłacę za przejazd. Pozwoliłam pomóc sobie wysiąść z taksówki i dostrzegłam, jak dyskretnie przygląda się mojej zapłakanej twarzy. Uśmiechając się, jakby nigdy nic, pospieszyłam przez lobby prosto do windy, machając tylko na powitanie pracownikom portierni. – Eva! Odwróciłam się i dostrzegłam szczupłą brunetkę ubraną w elegancki kostium, która podnosiła się z krzesła w lobby. Na jej ramiona opadały gęste fale ciemnych włosów, a pomalowane różowym błyszczykiem usta rozjaśniał szeroki uśmiech. Skrzywiłam się, nie mogąc jej rozpoznać. – Tak? – odrzekłam niepewnie. Intensywny błysk jej ciemnych oczu wzbudził moje zaniepokojenie. Mimo iż byłam wyczerpana, co niewątpliwie było po mnie widać, wyprostowałam się i stanęłam twarzą do niej. – Deanna Johnson – przedstawiła się i wyciągnęła do mnie perfekcyjnie wypielęgnowaną dłoń. – Reporterka freelancerka. Zmarszczyłam brwi. – Dobry wieczór. – Nie musisz być taka podejrzliwa – zaśmiała się. – Chciałam tylko z tobą chwilę porozmawiać. Pracuję właśnie nad czymś i przydałaby mi się twoja pomoc. – Proszę się nie obrazić, ale nie sądzę, żebym wiedziała cokolwiek, co mogłoby zainteresować dziennikarza. – Nawet o Gideonie Crossie? Poczułam, jak unoszą mi się włoski na karku. – Szczególnie o nim. Jako jeden z dwudziestu pięciu najbogatszych ludzi świata, właściciel tylu posiadłości w Nowym Jorku, że na samą myśl kręciło się w głowie, Gideon zawsze wzbudzał zainteresowanie mediów. Według ich obecnej wiedzy właśnie mnie zostawił i wrócił do swojej byłej narzeczonej. Deanna skrzyżowała ręce na piersiach, podkreślając swoje kształty. – No, nie daj się prosić – zaczęła. – Nie muszę wymieniać twojego imienia ani pisać o czymś, co mogłoby zdradzić twoją tożsamość. To twoja szansa, żeby się odegrać. Poczułam ukłucie w żołądku. Była dokładnie w typie Gideona – wysoka, szczupła, ciemnowłosa, z oliwkową cerą. Moje całkowite przeciwieństwo. – Jesteś pewna, że chcesz się w to pakować? – zapytałam cicho, a intuicja podpowiadała mi, że kiedyś musiała się przespać z moim mężczyzną. – Nie jest osobą, której chciałabym się narazić. – A co, boisz się go? Bo ja nie. Ma pieniądze, ale to nie znaczy, że może robić, co mu się żywnie podoba. Powoli zaczerpnęłam głęboko powietrze i przypomniałam sobie, że doktor Terrence Lucas – kolejna osoba, która miała na pieńku z Gideonem – powiedział mi niedawno dokładnie to samo. Ale nawet teraz, gdy wiedziałam, do czego Gideon gotów był się posunąć, żeby mnie bronić, mogłam bez żadnego wahania szczerze odpowiedzieć: – Nie, nie boję się go. Ale nauczyłam się, że najlepszą zemstą jest zapomnieć i żyć swoim życiem. Uniosła brodę. – Nie wszystkie mamy w zanadrzu gwiazdy rocka. – No cóż. – Westchnęłam w duchu na wzmiankę o moim byłym, Bretcie Klinie, który był liderem wznoszącego się na szczyty popularności zespołu i jednym z najseksowniejszych facetów, jakich kiedykolwiek widziałam. Seksapil bił od niego niczym fala gorąca, podobnie jak od Gideona. W przeciwieństwie do Gideona nie był on jednak miłością mojego życia. Nie zamierzałam ponownie wchodzić do tej rzeki. Deanna wyciągnęła z kieszeni spódnicy wizytówkę. – Słuchaj, wkrótce zorientujesz się, że Gideon Cross wykorzystał cię, aby wzbudzić zazdrość Corinne Giroux, żeby ta do niego wróciła. Zadzwoń do mnie, jak będziesz gotowa, będę czekać. Wzięłam od niej wizytówkę. – Dlaczego sądzisz, że mam coś ciekawego do powiedzenia? Reporterka zacisnęła wydatne usta. – Bo bez względu na to, co nim kierowało, gdy się z tobą związał, udało ci się do niego trafić. Zmiękł przy tobie. – Być może, ale to już koniec. – Co nie znaczy, że nie posiadasz żadnych informacji. Mogłabym ci pomóc zadecydować, co jest warte ujawnienia. – A jaki masz w tym interes? – Nie zamierzałam przyglądać się spokojnie, gdy ktoś brał Gideona na celownik. Jeśli ona była tak zdeterminowana, żeby mu zaszkodzić, ja byłam równie zdeterminowana, aby jej w tym przeszkodzić. – Ma w sobie ciemną stronę. – Wszyscy mamy. – Cóż takiego dostrzegła w Gideonie? Co ujawnił w trakcie ich… związku? Jeśli w ogóle takowy ich łączył. Chyba nigdy nie osiągnę takiego stanu, żeby myśl o Gideonie w łóżku z inną kobietą nie wzbudzała we mnie dzikiej zazdrości. – Może pójdziemy gdzieś porozmawiać? – zaproponowała przymilnie. Spojrzałam na pracownika portierni, który ignorował nas z grzeczności. Byłam zbyt wzburzona, żeby znosić Deannę, i jak dotąd nie doszłam jeszcze do siebie po rewelacjach detektyw Graves. – Może innym razem – odrzekłam. Nie chciałam całkowicie zrywać kontaktu, bo zamierzałam mieć na nią oko. Jakby wyczuwając mój niepokój, zbliżył się do nas Chad, jeden z pracowników nocnej zmiany. – Pani Johnson właśnie wychodzi – powiedziałam, próbując się rozluźnić. Jeśli detektyw Graves nie udało się znaleźć nic na Gideona, tym bardziej nie uda się to jakiejś freelancerce. Niestety doskonale wiedziałam, jak łatwo jest wyciągnąć informacje z policji. Mój ojciec Victor Reyes był gliną i wiele się na ten temat nasłuchałam. – Dobranoc, Deanna. – Skierowałam się w stronę wind. – Będę się kręcić w pobliżu – zawołała za mną. Weszłam do windy i nacisnęłam guzik z numerem mojego piętra. Gdy zamknęły się drzwi, oparłam się o poręcz. Muszę ostrzec Gideona, ale każda próba kontaktu z nim mogła zostać namierzona. Uczucie paniki narastało. Nasz związek był totalnie popieprzony. Nie mogliśmy nawet ze sobą rozmawiać. Znalazłszy się w mieszkaniu, przeszłam przez przestronny salon i rzuciłam torbę na stołek w kuchni. Rozciągająca się za oknem panorama Manhattanu nie robiła dziś na mnie żadnego wrażenia. Byłam zbyt wzburzona, żeby zwracać uwagę na to, gdzie jestem. Liczyło się tylko to, że nie mogłam być z Gideonem. Idąc do sypialni, usłyszałam dochodzącą z pokoju Cary’ego muzykę. Ciekawe, czy ma towarzystwo? A jeśli tak, to kto u niego jest? Mój najlepszy przyjaciel postanowił ciągnąć dwa związki jednocześnie – jeden z kobietą, która akceptowała go takim, jakim był, a drugi z mężczyzną, niezadowolonym, że musiał go dzielić z kimś innym. W drodze do łazienki zrzucałam z siebie ubrania. Namydlając się, nie mogłam przestać myśleć o chwilach pod prysznicem z Gideonem, gdy nasze wzajemne pożądanie prowadziło do namiętnego seksu. Tak bardzo za nim tęskniłam. Pragnęłam jego dotyku, jego żądzy, jego miłości. Moje pragnienie było jak ssący, nieukojony głód, który sprawiał, że robiłam się drażliwa i poirytowana. Jak miałam zasnąć, skoro nie wiedziałam, kiedy będę mogła z nim ponownie porozmawiać? Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia. Owinęłam się w ręcznik, wyszłam z łazienki… Gideon stał oparty o zamknięte drzwi mojej sypialni. Na jego widok zaparło mi dech w piersi, a serce zaczęło walić jak oszalałe. Całe moje ciało zapłonęło z pragnienia. Czułam, jakbym nie widziała go od wielu lat, nie zaś kilku godzin. Dałam mu kiedyś klucz do mojego mieszkania, zresztą był właścicielem całego budynku. W tej sytuacji bez problemu mógł do mnie dotrzeć niezauważony… Podobnie jak wcześniej do Nathana. – Przychodząc tu, narażasz się na niebezpieczeństwo – zauważyłam, chociaż niezmiernie cieszyłam się z jego obecności. Napawałam się nim, zachłannie chłonąc wzrokiem jego szczupłe i szerokie ramiona. Miał na sobie czarne spodnie od dresu i ulubioną bluzę uniwersytetu Columbia. Wyglądał jak zwykły dwudziestoośmioletni facet, a nie potentat milioner, którego znał świat. Daszek naciągniętej nisko na brwi bejsbolówki z logo Jankesów nie zdołał ukryć elektryzującego spojrzenia jego niebieskich oczu, którymi wpatrywał się we mnie intensywnie, zaciskając zmysłowe usta. – Nie mogłem się powstrzymać. Gideon Cross był niesamowicie przystojnym mężczyzną, tak pięknym, że gdy przechodził, ludzie zatrzymywali się i patrzyli z podziwem. Kiedyś myślałam o nim jako o bogu seksu, a jego częste i entuzjastyczne dowody sprawności seksualnej ustawicznie potwierdzały moją teorię, chociaż znałam również jego ludzką stronę. Podobnie jak ja został kiedyś zraniony. Okoliczności były przeciwko nam. Wzięłam głęboki oddech. Całe moje ciało odpowiadało na jego bliskość. Mimo iż stał w pewnej odległości, odczuwałam upojne podniecenie, magnetyczne przyciąganie drugiej połówki mojej duszy. Od pierwszego spotkania odczuwaliśmy wobec siebie przemożny magnetyzm. Początkowo uznaliśmy tę nieodpartą wzajemną fascynację za fizyczne pożądanie, lecz zorientowaliśmy się, że potrzebujemy się niczym oddechu. Walczyłam z chęcią, by wpaść mu w ramiona, tak bardzo pragnęłam być blisko niego. Ale on stał niewzruszony, więc czekałam z niecierpliwością na jakiś znak. Boże, tak bardzo go kochałam. Zacisnął dłonie w pięści, po czym oznajmił: – Potrzebuję cię. Na dźwięk jego zachrypłego, głębokiego głosu przeszył mnie dreszcz. – Nie musisz okazywać aż tyle entuzjazmu – zażartowałam, próbując poprawić mu humor. Lubiłam, gdy był dziki i czuły. Przyjęłabym go w każdym nastroju, ale upłynęło już tyle czasu… Czułam mrowienie na skórze, spragnionej jego kojącego dotyku. Zastanawiałam się, co by się stało, gdyby rzucił się na mnie teraz, gdy byłam tak głodna jego ciała. Porozrywalibyśmy się na strzępy. – To mnie zabija – powiedział poważnie. – Bycie bez ciebie. Tęsknota. Bez ciebie tracę rozum, Evo. Nie mam powodów do entuzjazmu. Oblizałam spierzchnięte usta, a Gideon zamruczał zmysłowo, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. – No cóż… Ja się z tego cieszę. Wyraźnie się rozluźnił. Musiał się denerwować, jak zareaguję na to, co dla mnie zrobił. Szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, co myśleć. Czy moja wdzięczność oznaczała, że jestem bardziej stuknięta, niż sądziłam? Wtedy przypomniałam sobie wędrujące po moim ciele ręce mojego przyrodniego brata… ciężar jego ciała wciskający mnie w materac… przeszywający ból między nogami, gdy wchodził we mnie raz za razem… Zadrżałam ze zdwojoną furią. Jeśli zadowolenie z faktu, że ten padalec nie żyje, świadczyło o szaleństwie, to mogłam być szalona. Gideon odetchnął głęboko. Sięgnął dłonią do mostka i potarł miejsce tuż nad sercem, jakby odczuwał tam ból. – Kocham cię – powiedziałam, a oczy paliły mnie od napływających łez. – Tak bardzo cię kocham. – Aniołku. – Podszedł szybkimi krokami, upuszczając na podłogę klucze, i wsunął obie dłonie w moje wilgotne włosy. Drżał, a ja płakałam, wzruszona faktem, że tak bardzo mnie potrzebuje. Gideon przekrzywił mi głowę pod odpowiednim kątem i zawładnął moimi ustami, smakując mnie powolnymi, głębokimi liźnięciami. Jego pożądanie i głód eksplodowało w moich zmysłach i jęknęłam, czepiając się jego bluzy. Jego pomruk przeszył moje ciało, aż sutki mi stwardniały i cała pokryłam się gęsią skórką. Wtopiłam się w niego, zdjęłam mu czapkę, żeby wsunąć dłonie w jego jedwabistą czarną czuprynę. Poddałam się pocałunkowi, obezwładniona jego nieokiełznaną cielesnością i nie mogłam powstrzymać łez. – Nie. – Zaczerpnął powietrza i ujął w dłonie moją twarz. Spojrzał mi w oczy. – Zabijasz mnie, gdy płaczesz. – Nie mogę się powstrzymać… – Zadrżałam. W jego oczach kryła się taka sama trwoga, jak w moich. Pokiwał ze smutkiem głową. – To, co zrobiłem… – Nie to. Chodzi o to, co do ciebie czuję. Potarł mój nos czubkiem swojego, z nabożeństwem przeciągając dłońmi po moich nagich ramionach – dłońmi, które zbroczyła krew, co tylko sprawiało, że uwielbiałam jego dotyk jeszcze bardziej. – Dziękuję – wyszeptałam. Przymknął oczy. – Boże, gdy wyszłaś dziś ode mnie… Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek wrócisz… czy cię straciłem… – Ja też cię potrzebuję, Gideonie. – Nie będę przepraszał. Zrobiłbym to ponownie. – Ścisnął mnie mocniej. – W grę wchodziły jeszcze zakazy zbliżania się, wzmożona ochrona, czujność… do końca twoich dni. Dopóki Nathan żył, nie byłabyś bezpieczna. – Odciąłeś się ode mnie. Odepchnąłeś mnie. Ty i ja… – Na zawsze. – Przytknął palce do moich rozchylonych ust. – Już po wszystkim, Evo. Nie walcz z czymś, czego nie sposób już zmienić. Odsunęłam jego dłoń. – Po wszystkim? Możemy być razem czy nadal ukrywamy nasz związek przed policją? Czy w ogóle jesteśmy jeszcze w związku? Gideon wytrzymał moje spojrzenie, niczego nie kryjąc, pozwolił mi zobaczyć swój strach i ból. – Właśnie przyszedłem cię o to zapytać. – Jeśli o mnie chodzi, nigdy nie pozwolę ci odejść – powiedziałam gwałtownie. – Nigdy. Przesunął ręce wzdłuż mojej szyi, na ramiona, pozostawiając na mojej skórze rozpalony ślad. – Chcę, żeby to była prawda – wyszeptał. – Obawiałem się, że uciekniesz… że będziesz się bała… mnie. – Gideon, nie… – Nigdy bym cię nie skrzywdził. Złapałam go za spodnie w pasie i pociągnęłam, mimo iż wiedziałam, że nie zdołam go ruszyć z miejsca. – Wiem o tym. Nie miałam żadnych wątpliwości, że nie skrzywdzi mnie fizycznie; zawsze był przy mnie ostrożny i delikatny. Co innego pod względem emocjonalnym. Wykorzystywał moją miłość przeciwko mnie w bardzo wyszukany sposób. Usiłowałam w jakiś sposób pogodzić absolutną pewność, że Gideon zatroszczy się o mnie, z nieufnością osoby, która próbuje posklejać złamane serce. – Naprawdę? – Patrzył intensywnie, jak zawsze wyczulony na to, co kryło się między słowami. – Umarłbym, gdybyś odeszła, ale nie chcę cię narażać. – Nigdzie się nie wybieram. Głośno wypuścił powietrze. – Moi prawnicy będą jutro rozmawiać z policją, zorientuję się, jak stoją sprawy. Odchyliłam głowę do tyłu i delikatnie przycisnęłam usta do jego ust. Planowaliśmy ukryć zbrodnię i skłamałabym, gdybym stwierdziła, że mnie to nie dręczyło – w końcu byłam córką policjanta – ale alternatywa była zbyt przerażająca. – Muszę wiedzieć, że będziesz mogła żyć z tym, co zrobiłem – powiedział, powoli nawijając na palec pasmo moich włosów. – Wydaje mi się, że tak. A ty? Jego wargi ponownie odnalazły moje. – Jeśli będziesz ze mną, przetrwam wszystko. Włożyłam ręce pod jego bluzę w poszukiwaniu ciepłej, złocistej skóry. Poczułam twarde jak stal wyrzeźbione mięśnie; jego ciało było pociągającym, seksownym dziełem sztuki. Polizałam jego usta, chwyciłam... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |