Demonologia rocka, Różne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Magia Voo Doo Stock, czyli demonologia rocka
Janis Joplin zmarła po przedawkowaniu heroiny. Jimi Hendrix po zażyciu narkotyków i tabletek nasennych oraz wypiciu alkoholu udusił się własnymi wymiotami. John Lennon zginął zastrzelony przez fana. Ron McKernan z grupy Grateful Dead zmarł wskutek postępującego zatrucia alkoholem. Brian Jones, gitarzysta The Rolling Stones, po przedawkowaniu narkotyków utopił się w swoim basenie. Bon Scott, lider AC/DC, po całonocnej pijatyce utopił się w swoich wymiotach. Sid Vicious, basista Sex Pistols, umarł, przedawkowawszy heroinę; wcześniej zamordował swoją przyjaciółkę. Keith Moon, twórca przebojów The Who, oszalał, a w końcu zmarł po przedawkowaniu leków. John Bonham z Led Zeppelin udusił się wymiotami po zatruciu wódką. Freddy Mercury, lider Queen, umarł na AIDS. Kurt Cobain, gitarzysta i wokalista Nirvany, popełnił samobójstwo pod wpływem heroiny, strzelając sobie w usta z rewolweru.
Wielkie święto
Magia, symbol, mit. Spełnienie marzeń dzieci-kwiatów i apogeum hippi-sowskiej kontrkultury. W połowie sierpnia 1969 roku 600 tys. młodych Amerykanów przyjechało na farmę Maxa Jasgura w Woodstock, aby przez trzy doby uczestniczyć w Open-Air-Festival, który miał się niebawem zapisać w historii naszej cywilizacji. Tam spełniły się ideały pokolenia, dla którego muzyka rockowa była prawdziwym misterium jednoczącym wspólnotę. Misterium sprzyjającym rewolucji seksualnej i przyciągającym wyznawców wielu sekt religijnych.
„Ale również jak silna musiała być w Woodstock «manifestacja wolności, autentyczności, tolerancji i człowieczeństwa niezgodnego z teorią klas», skoro film o festiwalu polska telewizja pokazała dopiero w 1989 roku!" — zachwyca się autor przeglądu prasy w Tygodniku Powszechnym.
Cztery miesiące po Woodstock, w grudniu 1969 roku, w Altamont w Kalifornii doszło do aktu przemocy podczas koncertu The Rolling Stones. Zginęło czworo ludzi. W świetle kamer telewizyjnych, u stóp sceny, na której Mick Jagger wykonywał swoje słynne Symphaty for the Devil (z albumu Beggars Banquet), członkowie subkultury Aniołowie Piekieł zamordowali młodego Murzyna. Mord miał charakter rytualny.
Rock Szatana
„Rock'n roll opanuje cię i zniszczy. Pozwala wniknąć najniższym elementom i cieniom. Rock był zawsze muzyką Szatana" — twierdzi David Bowie.
Równie głośną sprawą są towarzyskie i duchowe relacje między członkami zespołu Rolling Stones a Antonem Szandorem La Veyem, autorem Biblii Szatana, który w 1966 roku ogłosił się założycielem Kościoła Szatana [o książce La Veya zob. Michał C. Kacprzak, Nic, co zwierzęce..., Fronda nr 13/14 — przyp. red.]. La Vey zainspirował wiele tytułów piosenek zespołu, min. Satanic Majesty's Request czy wspomniane już Symphaty for the Devil, nieoficjalny hymn satanistów. Między innymi dlatego Newsweek nazwał Micka Jaggera „lucyferem rocka" i pisał o jego „demonicznej sile manipulowania ludźmi". Gitarzysta grupy, Keith Richard, wyznał, że piosenki Stonesów powstawały spontanicznie, jakby w transie wywołanym inicjacją spirytystyczną. Tłumaczył, że „melodie przychodzą w całości" i wypływają z wnętrza muzyków, gdyż są oni „chętnym i otwartym medium". Takie wyznania pojawiają się w środowiskach twórców rockowych znacznie częściej. Ted Nugent przy okazji piosenki Violent Love (Brutalna miłość), która — ze względu na obsceniczny tekst — nie była rozpowszechniana przez telewizję i stacje radiowe, powiedział: „Ludzie, piszę te piosenki tak szybko, że to wprost nie do uwierzenia. Pomysły wypadają po prostu z mojego wnętrza".
Wychodziły z niego piosenki...
Odczucie własnej mediumiczności jest jednym z ważniejszych elementów inicjacji demonicznej, której świadectwa składają bardzo różni muzycy. Według relacji Fayne Pridgon, dziewczyny Jimi Hendrixa, jej chłopak „zawsze gadał o jakimś diable, że niby coś w nim jest, że nie może wcale nad tym zapanować, że nie wie, co go zmusza do robienia tego, co robi, mówienia tego, co mówi; a piosenki [po prostu] z niego wychodziły... Był taki zadręczony, po prostu rozdarty w środku. [...] Opowiadałam mu o mojej babce i tych jej dziwactwach, a on mówił, żebyśmy tam poszli i żeby jakaś zielarka czy ktoś taki zobaczył, czy nie da się tego demona z niego wyrzucić" (ścieżka dźwiękowa filmu Jimi Hendrix).
Także Little Richard wyznał: „Kierowała mną i rozkazywała mi inna siła. Siła ciemności, [...] w której istnienie wielu ludzi nie wierzy". Zresztą bez względu na uświadomione związki z Szatanem, muzycy rockowi z reguły chętnie podkreślają swoją duchową otwartość na nowe doświadczenia. W wywiadzie dla Circus Magazine kompozytor piosenek zespołu Me-at Loaf, Jim Steinemann, powiedział: „Zawsze byliśmy zafascynowani wszystkim, co nadnaturalne, a rock wydawał się nam doskonałym środkiem wyrażenia tego". Z kolei Jim Morrison, legendarny lider The Doors, określany jest przez swych biografów jako „nawiedzony uczeń ciemności", „odkrywca badający granice rzeczywistości po to, by sprawdzić, co się stanie".
Zaprzedaliśmy dusze rock'n rollowi!
W grudniu 1971 roku, dwa lata po Woodstock, Circus Magazine informował, że Bill Ward, jeden z członków grupy Black Sabbath, „ma uczucie, że Szatan jest Bogiem". Nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy, że przed koncertami zespół odprawiał czarne msze, a na okładkach swoich płyt zamieszczał znane elementy satanistycznej symboliki. Na jednym z takich albumów znajdują się słowa: „A ty, biedny głupcze, który trzymasz w ręku ten longplay, wiedz, że wraz z nim sprzedałeś swoją duszę, bo zostanie ona wnet uwięziona w tym piekielnym rytmie, w piekielnej mocy tej muzyki. A to muzyczne ukąszenie tarantuli zmusi cię do tańca, bez końca, bez przerwy". Członkowie Black Sabbath należą do obozu zdeklarowanych wyznawców Szatana. Tekst jednej ze swoich kompozycji zatytułowali podobnie jak Georg Friedrih Haendel 250 lat temu, Lord of the world. Różnica polega na tym, że Heandel sławił Boga. Tymczasem wokalista zespołu, Ozzy Osbourne, stwierdził wprost: „Nasze audytorium jest pod wpływem potęgi piekielnej i to właśnie tłumaczy nasze powodzenie". Podczas koncertów muzycy Black Sabbath proponują fanom współuczestnictwo w ceremoniach okultystycznych. W trakcie koncertu w Met Center publiczność ustawiła transparent z napisem: „Zaprzedaliśmy nasze dusze rock'n rollowi". Hasło to stało się tytułem następnej płyty Black Sabbath.
Po rozpoczęciu solowej kariery Ozzy Osbourne zwiększył frekwencję symboliki okultystycznej na okładkach swoich płyt. Na scenie dokonywał rytualnych mordów na małych zwierzętach, m.in. zabijał gołębie, nie pozostawiając po nich żadnego śladu. Jego koncerty nadal cieszyły się jednak dużą popularnością.
Równie bliski kontakt z widzami stara się wytworzyć w czasie swych występów grupa The Rolling Stones. Jak pamiętamy, najbardziej efektowną stroną koncertów promujących ostatnią płytę zespołu Bridges to Babylon, była scenografia — most łączący scenę z publicznością i zapraszający do biblijnej „matki rozpusty". W trakcie innych koncertów odgrywano m.in. misterium voo-doo.
Black Sbbath, Led Zeppelin, The Rolling Stones, Kiss, Slayer czy — ostatnio — Marilin Manson to wykonawcy natychmiast kojarzeni z satanizmem. Wszyscy oni mogliby podpisać się pod „wyznaniem wiary", które przed kilku laty w wywiadzie dla jednego z polskich czasopism złożył Glen Benton, lider amerykańskiej grupy Deicide (Bogobójstwo): „Cokolwiek robię w życiu, czynię dla Szatana, a nie by sprawić przyjemność jakimś dupkom. Moje teksty powstają w mej duszy, ja pozwalam jej tylko przemówić, ona jest czystym złem, jest w całości poświęcona dla Szatana".
Ale satanizm, okultyzm i agresywny ateizm nie są wyłącznie domeną zespołów grających „ciężką muzykę". Do wielbicieli tych zjawisk należą również wykonawcy popularnych przebojów.
John Lennon w wywiadzie dla londyńskiej gazety Evening Standard w marcu 1966 roku powiedział o przyszłości Beatlesów i świata: „Chrześcijaństwo przeminie. Jesteśmy bardziej popularni od Jezusa". Wielokrotnie twierdził też, że podpisał pakt z diabłem. W The Playboy Interviews with John Lennon & Yoko Ono opowiedział o swoich okultystycznych doznaniach z młodości, a proces tworzenia swoich piosenek określił słowami: „To tak jak opętanie, jak jakieś medium". „Wyobraź sobie, że nie ma raju./ To łatwe, tylko spróbuj" — tak zaczął swoją „ewangelię ateistów", słynny przebój Imagine. „Oni są kompletnie antychrześcijańscy. Naturalnie ja też jestem antychrześcijański, ale oni są tak bardzo antychrześcijańscy, że aż mnie zdumiewają, a to nie jest łatwe" — mówił o Beatlesach Derek Taylor, ich agent prasowy.
Sex & drugs
W wywiadzie dla Rolling Stone Magazine Elton John oświadczył: „Nie ma w tym nic złego, jeśli pójdziesz do łóżka z kimś twojej płci. Uważam, że ludzie powinni traktować seks w sposób wolny. Granicą są może kozy..."
Alice Cooper, autor pochwalającej nekrofilię piosenki Cold Ethyl, mówi w jednym z wywiadów: „Moja publiczność chce, żebym ją wziął tak, jak gwałciciel bierze swoją ofiarę. [...] Mój związek z publicznością jest w najwyższym stopniu seksualny. Takie panowanie nad ludźmi to wspaniałe, zaspokajające doświadczenie". Wykonując podczas koncertów swój nekrofilski przebój, Cooper rąbał na kawałki naturalnej wielkości lalkę, symulował uprawianie seksu z wężem i wieszanie się na szubienicy. Ponadto często występował jako walczący homoseksualista. W piosence Never been sold before śpiewał: „Ledwie mogę pojąć, że mnie sprzedałeś. Wcześniej przecież tego nie robiłeś. Nie mogę być twoją brudną dziwką".
Frekwencja dewiacji seksualnych w świecie rockowych elit osiąga poziom gdzie indziej nie spotykany. Homoseksualistami są lub byli Alice Cooper, Freddy Mercury (miał podobno 3,5 tys. kochanków!), Patti Smith, Elton John i wielu, wielu innych. Zdeklarowanym biseksualistą jest David Bowie. Ponadto na scenach całego świata występuje ogromna grupa transwestytów i pedofilów. Gene Simmons, gitarzysta grupy Kiss, cieszył się w wywiadzie dla People Magazine: „Czy wiecie, co dostaliśmy w ostatnim czasie? Masę listów od szesnasto- i siedemnastoletnich dziewcząt z ich nagimi zdjęciami. To zadziwiające. To wspaniałe!".
Trzeba przyznać, że świętowana w Woodstock rewolucja seksualna znalazła w muzyce rockowej doskonałe odzwierciedlenie i wsparcie. Na pytanie „co to jest rock'n roll?" tak odpowiedziała kiedyś Debie Harry: „Rock'n roll to tylko i wyłącznie seks. W stu procentach. Taka jest ta muzyka. Nie wiem, czy moje piosenki działają tak na ludzi, ale mam taką nadzieję".
Choć wśród przyczyn śmierci wymienionych na wstępie muzyków wyróżnia się uduszenie własnymi wymiotami (co można tłumaczyć metafizycznie), jedną z najczęstszych bezpośrednich przyczyn zgonu „zmienników Chrystusa" jest przedawkowanie narkotyków. „Trudno jest uważać na dziecko, kiedy ma się halucynacje" — tłumaczyła w wywiadzie dla People Magazine Grace Slick, która choć została matką, nie zrezygnowała z narkotyzowania się.
Przypadki uzależnienia muzyków rockowych od środków odurzających i halucynogennych są dobrze znane. Co jakiś czas zmienia się tylko moda na konkretny środek: z kleju na LSD itd. Heroina, która zazwyczaj kończy żywot muzyków, jest modna zawsze.
Kierunek: transcendencja
W swojej książce Głód niebios. Rock'n roll w poszukiwaniu zbawienia angielski dziennikarz i poeta Steve Turner postawił tezę, że za muzyką rockową ukrywa się pragnienie doświadczenia transcendencji, którego młodzi ludzie nie potrafią znaleźć w otaczającym ich, zsekularyzowanym świecie. Zdaniem Turnera, twórcy rockowi to, paradoksalnie, rozpaczliwi poszukiwacze sensu i harmonii. Nie znalazłszy dla siebie miejsca w Kościele, przynaglani instynktem religijnym, błądzą w chaotycznym świecie rocka, bezsilnie marząc o odkupieniu.
I rzeczywiście. Zaledwie dwa miesiące po festiwalu w Woodstock, Jimi Hendrix stwierdził w wywiadzie dla Life Magazine: „Nastroje powstają właśnie dzięki muzyce, bo jest ona sprawą duchową. [...] Hipnotyzujemy ludzi i wprowadzamy ich w pewien stan pierwotny, który zawsze jest pozytywny. Jak u dzieci, które bujają w obłokach. A kiedy pozna się najsłabszy punkt człowieka, można wtłoczyć w jego podświadomość wszystko, co się chce. Muzyk, który w ten sposób staje się jakby „zwiastunem", zachowuje się jak dziecko wyzwolone spod wpływu dorosłych".
Teoretycy rocka zgodnie podkreślają, że muzyka ta znacznie wykracza poza tradycyjne granice estetyki, sztuki czy rozrywki. Dość powiedzieć, że chyba wszyscy wymienieni na wstępie rockowi samobójcy i psychopaci otaczani są przez fanów kultem przypominającym kult świętych męczenników. Jeden z wyznawców Kurta Cobaina, uważanego przed śmiercią za proroka, przepisał wszystkie teksty swego mistrza z jego studyjnych, koncertowych i pirackich płyt, aby ocalić wszystkie słowa lidera Nirvany, który zwykł czasami zmieniać w trakcie wykonania piosenki któryś z jej wersów.
Specyfika muzyki rockowej niebezpiecznie zbliża ją do religii. Niebezpiecznie, bo jej przekaz może być kontrolowany przez ludzi o nie zawsze czystych intencjach. Aleister Crowley i Anton Szandor La Vey doskonale potrafili skorzystać z tej możliwości. Podświadomość młodych ludzi — dzięki okultystycznym pośrednikom w rodzaju Jimmy'ego Page'a czy Micka Jaggera — stanęła otworem przed Biblią Szatana, a La Vey uzyskał dla swego „Kościoła" najgłośniejszą mównicę, na jaką tylko mógł liczyć. Koncerty, ze swej natury przypominające „współczesne nabożeństwa", nie muszą koniecznie epatować aktami zabijania gołębi czy rozlewania koguciej krwi. Wystarczy demoniczna inicjacja muzyków, tajemny związek z „księciem tego świata".
Autostrada do piekła
Być może młodzi ludzie naprawdę — jak chce Steve Turner — „odchodzą w rocka", by znaleźć tam sens i ład, którego nie dostrzegają w „szarej codzienności". Nieoczekiwanie potwierdza to esej Allana Blooma, znakomitego filozofa politycznego, a jednocześnie nieprzejednanego krytyka muzyki rockowej: „Nic bardziej nie wyróżnia tego pokolenia aniżeli nałóg słuchania muzyki. Żyjemy w epoce muzyki i stanów duszy, które jej towarzyszą. Aby znaleźć tej miary entuzjazm, trzeba by się cofnąć przynajmniej o sto lat do Niemiec, trawionych pasją do oper Wagnera. Istniało wówczas religijne niemal poczucie, że Wagner stwarza sens życia, a publiczność nie tylko słucha jego dzieł, lecz one jej tego sensu użyczają. Dzisiaj bardzo duży odsetek ludzi w wieku od dziesięciu do dwudziestu lat żyje dla muzyki. Muzyka jest ich namiętnością; nic ich tak bardzo nie przejmuje jak muzyka; nie potrafią traktować poważnie niczego, co jest muzyce obce. Kiedy są w szkole lub z rodziną, tęsknią za tym, by powrócić do swej muzyki. Wszystko, co ich otacza — szkoła, rodzina, kościół — pozostaje poza ich muzycznym uniwersum. To zwyczajne życie w najlepszym razie jest neutralne, lecz z reguły stanowi przeszkodę, coś pozbawionego istotnych treści, a nawet rzecz, przeciw której należy się zbuntować".
Dokonana przez młodzież monopolizacja muzyki rockowej, jako jedynego depozytu wartości duchowych, zakończyła się prawdziwą ekspansją na obszar rocka nie tylko satanistów, ale i asów kulturowej inżynierii, którym odpowiadał radykalny rozdział rocka i instytucji oskarżonego o hipokryzję społeczeństwa. Właśnie ta przepaść pomiędzy dwoma kulturowymi światami tworzy mechanizm, który otwiera pole działania dla misjonarzy zła. Wiedzą o tym obie strony.
W wywiadzie dla Rolling Stone Magazine David Crosby deklarował: „Jedno, co mogę sobie wyobrazić, to porwanie waszych dzieci. To jedyne, co można zrobić. Oczywiście nie mam tu na myśli prawdziwego porwania. Nie. Chodzi mi raczej o zmianę ich systemu wartości, o to, by oddaliły się od swoich rodziców".
Również według Allana Blooma, muzyka rockowa ma przede wszystkim negatywne znaczenie wychowawcze: rujnuje wyobraźnię i zamyka młodych ludzi na odbiór wartościowej sztuki, „dostarcza przedwczesnej ekstazy i pod tym względem podobna jest do sprzymierzonych z nią narkotyków". Bloom nie ma wątpliwości: „To rynsztokowe zjawisko jest najwyraźniej spełnieniem zapowiedzi, która tak często pojawiała się w psychologii i literaturze, a mianowicie, że nasza słaba i znużona cywilizacja zachodnia zacznie na powrót czerpać siły z prawdziwego źródła: podświadomości. [...] I cóż znaleźliśmy? Nie twórcze demony, lecz blichtr showbiznesu. Wymakijażowany Mick Jagger w pstrokatych szmatkach to wszystko, co przywieźliśmy z podróży do piekła".
Wielka maskarada, pieniądze, straszenie piekłem? Tak. Ale czy mieliśmy prawo spodziewać się czegoś innego? Czy czekaliśmy na jakieś zaskakujące, apokaliptyczne objawienie? Metafizyczne zło nie lubi nas zaskakiwać. Wystarczy mu miejsce w starej garderobie Micka Jaggera, pośród odpryskującej farby i gazet pełnych relacji z niegdysiejszych koncertów.
Albin Drewniak
[ Pobierz całość w formacie PDF ] |