Dale Ruth Jean - Jedna na milion(1), Dale Ruth Jean
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAŁ PIERWSZY Amber Brannigan i jej czteroletnia córeczka Sophie przechodziły właśnie w pośpiechu przez dział porcelany domu towarowego Sterling's, gdy nagle spadł na nie deszcz monet. W każdym sklepie na świecie, a już zwłaszcza na trzecim piętrze luksusowego domu towarowego w San Diego, takie wydarzenie byłoby całkowicie nieoczekiwane. Jednak Sophie wcale to nie za- skoczyło - natychmiast opadła na czworaki i zaczęła zbierać metalowe krążki z marmurowej podłogi. Oczy dziewczynki rozbłysły szczęściem. Z radosnym uśmiechem spojrzała na matkę. - Pieniążki z nieba! - zawołała, wybierając miedziane jednocentówki, a srebrne monety, które jej zupełnie nie interesowały, odsuwając na bok. Amber poczuła nagły przypływ smutku. Sophie powtórzyła słowa, które mówił Johnny, kiedy córeczka przeszukiwała mu kieszenie, polując na drobne. Zawsze pozwalał jej zatrzymać jednocen- tówki i uzbierała z nich wcale niezłą kolekcję. Teraz, kiedy go zabrakło, zbiór Sophie nie powiększał się zbyt szybko, ale i tak sprytnie umiała zatrzymać niemal każdą jednocentówkę, która jej wpadła w ręce. Ciekawe, jak uda się odebrać córeczce ten zebrany teraz stosik. Amber nie dołączyła do tłumu klientów, którzy pochylili się, by pozbierać monety. Miała ważniejsze sprawy na głowie. Już samo przyjście do tego magazynu budziło w niej przerażenie, ale po raz kolejny ją tu wezwano. Marzyła, by wydostać się stąd jak najszybciej. Rozejrzała się i zlokalizowała źródło tego deszczu pieniędzy. Wysoki, przystojny mężczyzna jedną ręką opierał się o szklaną witrynę, a w drugiej trzymał płytką, wyłożoną aksamitem, pustą skrzynkę. Energicznie potrząsając nogą, usiłował bezskutecznie pozbyć się zajadłego pekińczyka, wczepionego w jego kostkę. Amber stłumiła chichot. Nie wiedziała, kim jest ten mężczyzna, chociaż wydał się jej znajomy. Za to natychmiast rozpoznała psa. Był to Jiggs, złośliwy pekińczyk Octavii Sterlinog. Sympatyczna kobieta w średnim wieku położyła garść zybranych monet na witrynie. Mężczyzna obrócił się, by jej podziękować, odważnie próbując postawić obie stopy na ziemi i zignorować pie- ska, który usiłował zedrzeć mu skarpetkę. Uśmiechnął się i Amber pojęła, dlaczego wydał jej się zllajomy. Niedawno widziała jego zdjęcie w pewnym piśmie, które ogłosiło go jednym z "Najbardziej Pożądanych Kawalerów" w San Diego. Nazywał się Quintin Sterling. Przygryzła wargę, usiłując przypomnieć sobie, co o nim takiego napisano. Na fotografii był ubrany w biały strój tenisowy, podkreślający jego znakomitą sylwetkę i długie, muskularne nogi. Miał trzydzieści trzy lata, a prezesem firmy Sterling's został dwa lata temu, po śmierci ojca. Lubił wysokie blondynki i kawalerski tryb życia. Pamiętała, że pismo okreśillo go z entuzjazmem jako "niezwykłego przystojniaka". Amber stwierdziła, że określenie to nie mija się z prawdą, ale niewiele ją to obeszło. Odłożyła pismo. Nigdy nie interesowali jej biznesmeni z wyższych sfer. I całe szczęście, biorąc pod uwagę fakt, że żaden z nich nigdy nie zainteresował się jej osobą. Amber nie znała osobiście Quintina Sterlinga, ale aż nadto dobrze poznała jego upartą ciotkę Octavię. Właśnie wyszła z kolejnego z serii spotkań z panną Sterling. Elegancka dama nieustępliwie parła do tego, by dom towarowy Sterlingów został jedynym dystrybutorem kolekcji ,,Jedna na Milion". Niepowtarzalnych, oryginalnych strojów projektowanych i szytych przez Amber. Jednakże determinacja damy z towarzystwa zderzyła się z determinacją Amber, która z uporem odrzucała wszelkie oferty panny Sterling, pomimo proponowania przez nią coraz bardziej zawrot- nych sum. Amber niezłomnie wierzyła, że w życiu liczy się Coś więcej niż pieniądze, i zawsze starała się postępować zgodnie z tą zasadą. Niestety, zaczęła dochodzić do przekonania, że stała się ofiarą własnego sukcesu. Była bardzo szczęśliwa, mając swoją małą firmę, ale teraz ta firma zaczęła przyciągać uwagę i nadeszła chwila, w której trzeba będzie podjąć poważne decyzje. Amber nienawidziła podejmowania decyzji. Lubiła, gdy rzeczy po prostu się przydarzały - ot, jak to w życiu. Starała się unikać pokus, głównie dlatego, że nie bardzo potrafiła sobie z nimi radzić. W tym momencie jej spojrzenie napotkało wzrok przystojnego Quintina Sterlinga. Jego oczy - z tej odległości nie mogła dokładnie określić ich koloru - wpatrywały się w nią z zainteresowaniem, które dostrzegała bardzo wyraźnie. Na szczęście Sophie wybrała właśnie tę chwilę na to, by piszcząc z zachwytu, przeczołgać się przez obute w sandałki stopy matki w pogoni za dalszą zdobyczą. Amber popatrzyła na córkę i poczuła, jak zalewa ją fala matczynej dumy i uwielbienia. Gdyby nie uległa pokusie, nie byłoby na świecie Sophie Kate Brannigan. Zanim poświęciła całą uwagę Sophie, przeleciało jej przez myśl pytanie, dlaczegóż to właściwie zamożny i przystojny szef jednego z największych domów towarowych stqi pośrodku stosu rozsypanych monet, podczas gdy rozwścieczony mały piesek szarpie go za kostkę u nogi. Co roku Quint Sterling dawał się uprosić swej ciotce Octavii i osobiście zanosił jej cenną kolekcję monet do domu towarowego, gdzie była przez tydzień wystawiana. I co roku gorąco tego żałował, ale nigdy tak bardzo, jak teraz. Usiłował jednocześnie odpędzić Jiggsa i mieć oko na gapiów gromadzących się wokół monet. Mógł tylko dziękować losowi za to, że w czasie nieszczęsnego incydentu wokół było niewielu klientów. A może to nie był przypadek? Może ten przeklęty pies miał jakieś ukryte motywy? Quint właśnie starannie porządkował stosiki monet przed ułożeniem ich w witrynie, kiedy Jiggs zakradł się od tyłu i zaatakował swój ulubiony cel - prawą kostkę Quinta. Ten, niczym nie ostrze- żony i nie przygotowany na atak, wyrzucił gwałtownie ręce do góry i monety posypały się na ziemię. Wyglądało to tak, jakby na kupujących spadła chmara szarańczy. Nie dało się uniknąć katastrofy. Teraz Quintin musiał odzyskać wszystkie monety. Kolekcja była nie tylko bardzo cenna, ale rów. nież miała nieoszacowaną wartość sentymentalną dla ciotki Octavii. Na szczęście przypadkowi świadkowie wyglądali na uczciwych - no, może z wyjątkiem rzucającej się w oczy pary w średnim wieku, wyposażonej w imponującą liczbę toreb z zakupami, która akurat pochylała się nad podłogą za wystawą sreber. Kiedy Quint podejrzliwie rozglądał się wokół, jego wzrok napotkał spojrzenie niezwykle pociągającej rudowłosej kobiety. Nie zdołał już oderwać od niej oczu. Kobieta miała na sobie prostą, fioletową suknię z miękkiej dzianiny, długą do kostek. Jedno ramię było kusząco odkryte, a wokół kostki jednej nogi zauważył wytatuowany wianuszek stokrotek. Suknię zdobił ornament w formie jakiegoś kwiatu na długiej łodydze. Quint nie znał się zbyt dobrze na roślinach. Kwiat wyłaniał się z boku sukni, sięgał ramienia i znikał z widoku, przechodząc na plecy. Kreacja znakomicie układała się na wspaniałej figurze, nie była przy tym ani za obcisła, ani zbyt wyzywająca. Kobieta odwróciła wzrok, jakby Quint nie wzbudził jej zainteresowania, i uklękła przy małej dziewczynce. Ta z kolei miała na sobie jasnobłękitną sukienkę ozdobioną wzorem w małe żółte ka- czuszki. Quint zauważył też, że jeden z jej bucików jest czarny, a drugi czerwony. Był pewien, że to matka i córka, chociaż włosy dziewczynki były brązowe, nie rude. Kobieta mówiła coś do dziecka, za cicho, by mógł dosłyszeć. Intrygowała go. Jej niezwykłe opanowanie wyróżniało ją z panującego wokół chaosu. Jiggs wściekle warknął i puścił czarną jedwabną skarpetkę Quinta po to tylko, by natychmiast mocniej ją chwycić. Ostre ząbki drasnęły kostkę właściciela skarpetki, który, zaskoczony, głośno jęknął. Dziewczynka gwałtownie podniosła głowę. Na widok Jiggsa zerwała się na równe nogi. - Spójrz, mamo, to Jiggsuś! - wykrzyknęła, rzucając się z wyciągniętymi rączkami w stronę paskudnego psiska. Tego jedynie brakowało! Sterling's zamieszany w proces sądowy z powodu dziecka pogryzionego przez psa. - Zaraz, zaraz, zaczekaj ... - Quint próbował się wycofać, ciągnąc za sobą pekińczyka, ale dziewczynka postawiła na swoim. Pochyliła się i chwyciła pieska wpół. - Niegrzeczny Jiggs - zganiła go, tuląc w ramionach. - Nie wolno gryźć ludzi! Jiggs, który miał temperament wściekłego kota, wcale nie rzucił się dziecku do gardła, czego Quint się obawiał. Zamiast tego zaskomlał i polizał dziewczynkę po twarzy. Mały włochaty hipokryta udawał, że to jego skrzywdzono. Quint wcale się nie zdziwił. Przeklęty pies nigdy go nie lubił. Zresztą z wzajemnością. - Proszę bardzo, młody człowieku. Quint odwrócił się i zobaczył przed sobą starszą panią, podającą mu garść monet. Inni ustawili się za nią w kolejce. Wśród nich był także Harvey Wittman. Wysoki, wyprostowaJ;ly, białowłosy Harvey o postawie żołnierza był od dziesiątek lat wiernym wielbicielem Octavii. Kiedy pięć lat wcześniej ciotka po raz pierwszy zażądała publicznego wystawienia jej kolekcji monet, Harvey wziął w tym udział przez lojalność dla ukochanej kobiety, która jak dotąd nie odwzajemniła nawet drobnej części tego uczucia. Harvey podał mu monety z cichym, pełnym dezaprobaty mruknięciem i odsunął się, najwyraźniej przekonany, że wystarczająco jasno wyraził swoją opinię. - Masz, kochany. - Para, którą Quint wcześniej zauważył, wsypała mu w rękę strumyk monet, głównie jednocentówek. Mężczyzna był chudy i ogorzały, zbyt ostentacyjnie ubrany w rzeczy, któ- rych markę można było rozpoznać na pierwszy rzut oka. Jego rzadkie włosy miały ten nieokreślony brązowy odcień, który pochodzi z butelki z farbą i nikogo nie zwiedzie. Kobieta była od swojego towarzysza o dobre dziesięć centymetrów wyższa i dwadzieścia kilogramów cięższa. Obwieszona tonami sztucznej biżuterii i wbita w obcisłe srebrne spodnie oraz bluzkę z materiału imitującego lamparcią skórę, miała też do kompletu mocny, wręcz teatralny makijaż i wielką szopę tlenionych blond włosów. - Dziękuję. - Quint wziął monety. - Trzeba bardziej uważać - doradził mężczyzna konfidencjonalnym szeptem. - Nie każdy jest tak uczciwy jak ... Kobieta uciszyła go kuksańcem w bok. - Pan dobrze o tym wie, Phi!. Chodźże wreszcie, nasz bankier czeka. - Na cześć Quinta zatrzepotała zalotnie grubo wysmarowanymi tuszem rzęsami. - Choćbym nie wiem jak była zajęta, nie jestem w stanie oprzeć się zakupom u Sterlingów, gdy tylko wpadnę do miasta. Quint uśmiechnął się uprzejmie, ale kątem oka nadal obserwował seksowną rudowłosą kobietę i małą dziewczynkę, siedzącą na podłodze z psem na kolanach. Amber wiedziała, że będą kłopoty. Sophie na pewno nie odda bez walki ani psa, ani monet. Niestety, awantury nie można było odwlec, bo właśnie nadszedł główny bohater. - Dzień dobry. - Zatrzymał się przy nich i obdarzył Amber czarującym uśmiechem. - Jestem Quintin Sterling. - Witam, panie Sterling. - Nie widziała powodu, by się mu przedstawiać. - Domyślam się, że przyszedł pan po swojego psa i monety. Quint wzniósł oczy do nieba. - Po monety z całą pewnością. Jeśli o mnie chodzi, to psa mogą panie zatrzymać. Sophie jak na komendę podniosła główkę. - Mogę, mamo? Proszę, mogę zatrzymać tego pieska? - Nie, kochanie, wiesz przecież ... Quintin zrobił przerażoną minę. - A niech to sz ... to znaczy, a niech to. żartowałem, oczywiście. Nie chciałem, naprawdę ... - Ale przecież powiedziałeś! - Sophie ze łzami w orzechowych oczach zwróciła się do matki. - Powiedział, że mogę zabrać pieska! Powiedział. .. - Pan tylko żartował, kochanie. - Amber uklękła obok dziewczynki, która ściskała Jiggsa tak mocno, że pies wystawił język. Zaczęła zbilrać monety rozrzucone wokół psa i dziecka. - Nie! - Sophie chwytała monety drugą, wolną ręką. - Nie zabieraj moich pieniążków! - To nie są twoje pieniążki, kochanie. To pieniążki tego pana. - Tatuś mi je dał! Zrzucił je z nieba. Amber poczuła skurcz serca, ale zdołała opanować głos i powtórzyła łagodnie: - Nie, kochanie. Już ci tłumaczyłam, że twój tatuś ... Sophie rozryczała się na całe gardło. Pobladły Quintin Sterling cofnął się o krok. Amber było go żal - wyglądało na to, że nigdy wcześniej nie miał bliżej do czynienia z dzieckiem. Przechyliła głowę i z dezaprobatą patrzyła na swoją ukochaną Sophie. Dziewczynka przestała płakać równie nagle, jak zaczęła. - Muszę? - pociągnęła noskiem, ocierając go przedramieniem. - Niestety, tak. Sophie wpatrywała się z wrogością w stojącego nad nią mężczyznę. Jej usteczka drżały. - To mój piesek - jęknęła. - Jiggs mnie lubi. Quintin przykucnął obok nich. Zdawało się, że bardzo mu ulżyło. - Wolałbym, żeby piesek należał do ciebie - oznajmił. Za- brzmiało to wyjątkowo szczerze. - Ale jego pani byłaby bardzo nieszczęśliwa, gdybym ci go oddał. - Mamo! - Sophie zn6w zrobiła płaczliwą minę. Amber nie ustąpiła. - Bardzo mi przykro, ale znasz zasady. Nie wolno brać niczego, co do nas nie należy. Sophie ostatni raz pociągnęła nosem i zepchnęła psa z kolan. Quintin sięgnął do jego obroży, a Jiggs warknął i wyszczerzył zęby. Quintin Sterling nadal miał zakłopotaną minę. - Ale ... monety też muszę zabrać - wykrztusił w końcu. - Mamo! - Kochanie, one nie są twoje. - Ale ... - Sophie, proszę, oddaj pieniążki. Wszystkie. Nadąsana Sophie wyciągnęła spod spódniczki pięć jednocentówek. Quintin przyjął je, trzymając jednocześnie Jiggsa na odległość ramienia. - To wszystko? - Najwyraźniej był gotów uwierzyć jej na słowo. Wyglądał na człowieka zmaltretowanego psychicznie. Sophie z wielkim zapałem pokiwała głową, rozkładając spódniczkę jeszcze szerzej na marmurowej posadzce. Amber pochyliła się, chwyciła Sophie pod pachami i podniosła ją. Dziewczynka zaprotestowała, ale było za późno. Z fałd ubranka wypadło kolejne siedem czy osiem monet. Quintin wydawał się zaskoczony. - Dziękuję - powiedział tonem pełnym podziwu. - Niezła sztuczka jak na tak małe dziecko. - Mam dziesięć lat! - wrzasnęła Sophie. - A ty? - Trzydzieści trzy. - Quintin zamrugał oczami, jakby zdziwiony, że tak natychmiast zareagował na rozkazujący ton małej dziewczynki. Pokiwała głową z uznaniem. - Jesteś pniwie dorosły - oznajmiła. Amber westchnęła. - Wcale nie masz dziesięciu lat, Sophie, masz cztery. Sophie wzruszyła ramionami na znak, że nic ją to nie obchodzi. - I wydaje mi się, że wcale nie oddałaś panu wszystkich jego pieniążków. - Oddałam! - Sophie tupnęła nóżką obutą w czerwony bucik i kolejna moneta wypadła jej zza falbanki wieńczącej skarpetkę. Dziewczynka wcale nie wyglądała na zawstydzoną, tylko na zawie- dzioną, że dała się przyłapać' Amber wbiła nie ustępliwy wzrok w nadąsaną buzię córeczki. - Pytam ostatni raz. Czy masz jeszcze jakieś pieniążki? Sophie energicznie pokręciła głową. - Jesteś tego pewna? - Dziewczynka tym razem równie energicznie pokiwała potakująco główką. - Słowo honoru? - Znów to potakujące kiwanie. Amber wyprostowała się. - W takim razie to chyba wszystko - oznajmiła przepraszającym tonem. - Cóż mogę wyjaśnić? Ona po prostu uwielbia jednocentówki. - Ależ to żaden problem. I. .. - Quint trzymał jedną ręką wyrywającego się psa, w drugiej ściskając monety. - Chyba mam parę jednocentówek w kieszeni. Naprawdę chciałbym dać jej nagrodę za ... - Nie, proszę tego nie robić. - Amber stanowczym gestem ujęła Sophie za rękę. - Uważam, że nie należy nagradzać ludzi za to, że postąpili uczciwie. - Dorosłych pewnie nie, ale ona jest tylko małą dziewczynką. Sophie pokiwała główką i żałośnie pociągnęła nosem. Szarpnęła matkę za rękę. - Jestem tylko małą dziewczynką! - Nic z tego. - Amber była nieustęp1iwa, choć sprawiało jej to przykrość. - My tak nie postępujemy. Dziękuję za propozycję, ale Sophie ma w domu mnóstwo pieniążków. - Mamo? - Sophie, musimy iść. - Mamo! - Arnber ruszyła w stronę ruchomych schodów. Dziewczynka z całych sił usiłowała ją powstrzymać, rzucając żałosne spojrzenia Quintinowi, który szedł za nimi. Spróbował jeszcze raz. - A może mógłbym zrobić ... - Naprawdę, nie trzeba. - Amber uśmiechnęła się uprzejmie. - Do widzenia, panie Sterling. - Weszła na schody. Sophie, która uwielbiała ruchome schody, nagle zapomniała o swoim buncie i wskoczyła za nią. - Wystarczy zwracać się do mnie Quintin - zawołał za nimi. - A do pani? Trzy rozchichotane nastolatki weszły na schody, zasłaniając atrakcyjnego pana Sterlinga i oszczędzając Arnber konieczności odpowiedzi. Quintin dorzucił monety odzyskane od Sophie do stosu leżącego na witrynie. Wszyscy jlJż poszli, oprócz Harveya, który stał nieopo- dal z miną, jakby właśnie zjadł cytrynę. Końce jego długich, wypielęgnowanych białych wąsów drżały z oburzenia. Kiedy Quint wręczył mu Jiggśa, Harvey skrzywił się, ale przyjął kudłaty ciężar. - Wielu monet brakuje - oznajmił z przekonaniem. - Harvey, jak możesz z góry tak sądzić? - Quint starał się mówić pewnie, ale podejrzewał, że starszy pan ma rację. Stosik wyglądał nader skromnie. - Moim zdaniem wszyscy sprawiali wrażenie uczciwych i oddali to, co znaleźli. Harvey uniósł krzaczaste brwi. - Żartujesz, mój chłopcze. A co z tą parą, która wyglądała, jakby wyszła prosto z prowincjonalnej komedii? - Oddali całkiem sporo. - Quint, zajęty oddzielaniem miedzianych jednocentówek od srebrnych monet, w duchu przyznał Harveyowi rację. W dzisiejszych czasach nie można ufać nikomu, nawet siwym starszym paniom o wyglądzit< dobrodusznych babć. - I jeszcze to dziecko. Quint ożywił się. - Co z dzieckiem? - Jestem pewien, że mała nie odeszła z pustymi rękami. - Naprawdę? Matka sporo z niej wytrząsnęła. - Zauważyłeś, że cały czas miała zaciśnięte piąstki? - Rozzłościła się - upierał się Quint. Zresztą, wcale jej się nie dziwił. Znalezione należy do znalazcy i tak dalej. - Przez chwilę myślałem, że mi przyłoży. - Możliwe, ale moim zdaniem mogła mieć też inne powody. - O rany! - Quint w duchu przyznał Harveyowi rację. Rzucił się w stronę ruchomych schodów. - Popilnuj tego, a ja spróbuję je dogonić. - Oczywiście, mój chłopcze. Dla Octavii wszystko. Powodzenia! Powodzenia jednak opuściło Quinta. Matki i córki nie udało mu się odnaleźć. Próbował wyrzucić je z pamięci, kiedy kilka minut później niósł skrzynki z pomieszanymi monetami do biura ciotki Octavii, ciągnąc jazgoczącego Jiggsa na smyczy zrobionej naprędce ze skręconych plastikowych toreb. Powinien się skupić na tym, jak stawić czoło nieuniknionej awanturze, i nie zawracać sobie głowy tajemniczą nieznajomą, choćby była nie wiadomo jak fascynująca. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |