Danielle Steel Teraz i na zawsze, ksiazki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Danielle Steel Teraz i na zawsze Pogoda by³a wspania³a. Na jaskrawo b³êkitnym niebie rysowa³y siê ostro œnie¿nobia³e ob³oki. Wymarzony koniec lata. Upa³ sprawia³, ¿e wszystko stawa³o siê powolne i zmys³owe. Takie dni rzadko trafia³y siê w San Francisco. Lan siedzia³ w plamie s³oñca przy stoliku z ró¿owego marmuru na tarasie restauracji Enrica. Dooko³a hucza³ ruch uliczny, przechodzi³y pary umówione na lunch. By³o ciep³o rozkosznie. Lan za³o¿y³ nogê na nogê i starannie oddzieli³ jedn¹ kromkê chleba od pozosta³ych. Chleb by³ œwie¿y i miêkki. W wazoniku na stole uœmiecha³y siê trzy stokrotki. Dwie siedz¹ce nie opodal dziewczyny zerknê³y na lana i zachichota³y. By³ nie tylko "fajny", mia³ w sobie coœ wiêcej; nawet one to zauwa¿y³y. Szczup³y, niebieskooki blondyn o wysokich koœciach policzkowych, nieprawdopodobnie d³ugich nogach i uderzaj¹- co zgrabnych d³oniach czêsto bywa³ celem ludzkich spojrzeñ. ³an Clark mia³ klasê i na swój nonszalancki sposób zdawa³ sobie z tego sprawê. Jego ¿ona tak¿e to dostrzega³a, ale i sama by³a piêkn¹ kobiet¹. BliŸni mierzyli ich z dala po¿¹dliwym wzrokiem, jakim zwykle spogl¹da siê na gwiazdy filmowe. Interesowa³o ich, o czym Clarkowie mówi¹, dok¹d chodz¹, z kim siê spotykaj¹, co jadaj¹, jak gdyby ocieraj¹c siê o ich ¿ycie mogli przej¹æ cokolwiek z tej niewymuszonej elegancji. Oczywiœcie by³y to pobo¿ne ¿yczenia. Z klas¹ trzeba siê urodziæ albo za ciê¿kie pieni¹dze kupiæ jej pozory. Lan nie musia³ udawaæ. Mia³ to we krwi.Siedz¹ca o kilka stolików dalej kobieta w ró¿owej sukience i wielkim s³omkowym kapeluszu przygl¹da³a mu siê dyskretnie. Patrzy³a na jego d³onie, kiedy podnosi³ kromkê chleba do ust, na jego wargi, gdy pi³. Nawet jasne w³oski na ramionach, wystaj¹cych spod podwiniêtych rêkawów koszuli, wydawa³y jej siê znajome. On oczywiœcie w ogóle jej nie zauwa¿y³, bo i sk¹d? Nie wiedzia³ o jej istnieniu. Po chwili kobieta odwróci³a wzrok. Tan Ciarek ¿y³ jak król. Uroki ¿ycia - z³otawe, miêkkie i dojrza³e - czeka³y, by je zrywa³ pe³nymi garœciami. Przez ca³y ranek pracowa³ nad trzecim rozdzia³em swojej nowej powieœci i jej postaci zaczê³y ju¿ nabieraæ barw; stawa³y siê równie rzeczywiste jak mijaj¹cy go przechodnie - porusza³y siê, œmia³y, d¹¿y³y ku swoim celom. Zna³ je ju¿ na wylot. By³ ich ojcem, twórc¹, przyjacielem, a one odnosi³y siê do niego ¿yczliwie. Pocz¹tek ksi¹¿ki zawsze wprawia³ go w podnios³y nastrój. Jego ¿ycie zaludnia³o siê wtedy nowymi twarzami. Widzia³ je, kiedy stuka³ w maszynê do pisania, nawet jej klawiatura stawa³a siê miêksza w dotyku. Mia³ wszystko, o czym móg³ zamarzyæ: ukochane miasto, now¹ ksi¹¿kê i ¿onê, z któr¹ wci¹¿ potrafi³ siê œmiaæ, bawiæ i kochaæ. Po siedmiu latach nadal j¹ uwielbia³, uwielbia³ jej uœmiech, wyraz oczu, sposób, w jaki czyta³a na g³os jego teksty, siedz¹c nago w starym wiklinowym fotelu z puszk¹ piwa w d³oni. Wszystko uk³ada³o siê dobrze, a dziœ w³aœnie Jessie wraca³a do domu. Przez trzy tygodnie harowa³ jak wó³, lecz teraz nag³e poczu³ siê samotny; samotny i napalony jak diabli... Jessie... Tan zamkn¹³ oczy i usun¹³ z g³owy uliczny ha³as. D³ugonoga Jessie o z³ocistych, po³yskuj¹cych jedwabiœcie w³osach, o zielonych oczach migocz¹cych z³otawymi plamkami... Jessie objadaj¹ca siê o drugiej w nocy ciastem posmarowanym mas³em orzechowym i grub¹ warstw¹ d¿emu morelowego, wypytuj¹ca go o zdanie na temat wiosennej kolekcji... - Mówiê powa¿nie, Tan, powiedz prawdê: podobaj¹ ci siê te rzeczy czy nie? Z mêskiego punktu widzenia! Tylko nie próbuj mnie bujaæ! Jak gdyby jego mêski punkt widzenia mia³ jakiekolwiek znaczenie! Wielkie zielone oczy wpatrywa³y siê w niego, jakby szuka³y potwierdzenia, ¿e j¹ kocha... Kocha³ j¹. Rozmyœla³ o niej, s¹cz¹c d¿in z tonikiem, i znów z lekkim uciskiem w do³ku przypomnia³ sobie, ile jej zawdziêcza. O to w³aœnie chodzi³o: mia³ jej za co byæ wdziêczny. Praca w szkole dawa³a mu g³odow¹ pensjê, korepetycje jeszcze mniej. Potem znalaz³ sobie posadê w ksiêgarni, ale rzuci³ j¹, bo Jessie uwa¿a³a, ¿e nie jest to praca dla niego. Kiedy jego pierwsza powieœæ zrobi³a piramidaln¹ klapê, przez krótki okres para³ siê nawet dziennikarstwem. Spadek Jessie rozwi¹za³ ich problemy. Pozosta³ jeszcze prywatny problem Tana. - Ciekaw jestem, pani Ciarke, kiedy wreszcie znudzi siê pani ma³¿eñstwo z przymieraj¹cym g³odem literatem - rzek³ krótko któregoœ dnia, uwa¿nie mierz¹c j¹ wzrokiem. Jessie rozeœmia³a siê potrz¹saj¹c g³ow¹, a¿ s³oñce zaiskrzy³o siê w jej w³osach. - Nie wygl¹dasz na zag³odzonego - poklepa³a go po brzuchu i delikatnie cmoknê³a w policzek. - Kocham ciê, Tan. - Chyba oszala³aœ. Ale ja te¿ ciê kocham. To ³ato podkopa³o jego wiarê w siebie. W ci¹gu oœmiu miesiêcy nie zarobi³ ani grosza. To Jessie mia³a pieni¹dze. Niech to cholera! - Dlaczego mówisz, ¿e oszala³am? Bo szanujê ciê za to, co robisz? Bo uwa¿am ciê za dobrego mê¿a, chocia¿ nie pracujesz na Madison Avenue? T co z tego? Tak bardzo têsknisz za dziennikarstwem czy po prostu musisz mieæ jakiœ pretekst, ¿eby zadrêczaæ siê do koñca ¿ycia? - w g³osie Jessie zabrzmia³a gorycz zmieszana z gniewem. - Dlaczego nie potrafisz cieszyæ siê z tego, kim jesteœ? - A kim¿e ja jestem? - Pisarzem. T to dobrym. - Kto tak powiedzia³? - Krytycy, ot, co. - Mój portfel jakoœ tego nie odczu³. - Sikaj na swój portfel! - mia³a tak powa¿n¹ minê, ¿e musia³ siê rozeœmiaæ. - £atwiej powiedzieæ, ni¿ zrobiæ. Jest taki chudziutki, ¿e móg³bym nie trafiæ. - Och, ty wariacie! Czasem doprowadzasz mnie do sza³u! -Jessie powoli powiod³a palcem po wewnêtrznej stronie jego uda, a on a¿ zadr¿a³. Pamiêta³ to wyraŸnie do dziœ. Potem wracali z pla¿y, trzymaj¹c siê za rêce jak dwoje szczêœliwych dzieci. Do domu nie dotarli. Kilka mil dalej Lan dostrzeg³ niewielki w¹wóz nie opodal drogi. Zaparkowa³ i kochali siê pod drzewami, zanurzeni w leniwych szmerach lata. Le¿¹c obok niej w samej koszuli stwierdzi³, ¿e nigdy do koñca nie zrozumie, co j¹ z nim wi¹¿e... i co jego wi¹¿e z ni¹. W ma³¿eñstwie nie zadaje siê pytania: "Czy to dla moich pieniêdzy, kochanie?" Czasem go kusi³o, ¿eby to wyjaœniæ. Niekiedy ba³ siê, ¿e trzyma go przy niej jej niezachwiana wiara w jego talent. Nie lubi³ o tym myœleæ, ale zapewne po czêœci tak w³aœnie by³o. Ile¿ to nocy spêdzili na spieraniu siê przy kawie i winie w jego gabinecie! By³y to najlepsze chwile ich ma³¿eñstwa. - Ale ja wiem, Lan, wiem, ¿e ci siê uda. - Zawsze by³a cholernie pewna swego. To dlatego zmusi³a go, ¿eby rzuci³ pracê na Madison Avenue. A mo¿e chcia³a go od siebie uzale¿niæ? Nad tym te¿ czasami siê zastanawia³. - Sk¹d mo¿esz wiedzieæ, u diab³a? To tylko marzenia, Jessie. Czy wiesz, ile totalnych zer pisze jakieœ bzdety i myœli sobie: "To jest to!"? - No to co? Ty jesteœ lepszy. - Niekoniecznie. Rzuci³a w niego kieliszkiem wina, a on œci¹gn¹³ j¹ na futrzany dywan i ze œmiechem wyciera³ ochlapan¹ twarz o jej piersi. By³o im tak dobrze! Miêdzy innymi dlatego musia³ teraz napisaæ dobr¹ powieœæ. Dla niej. I dla siebie te¿. Tym razem musia³o mu siê udaæ. Szeœæ lat pisania zaowocowa³o jedn¹ katastrofaln¹ powieœci¹ i zbiorem piêknych bajek dla dzieci, które krytycy natychmiast uznali za arcydzie³o. Sprzedano nieca³e szeœæ tysiêcy egzemplarzy. Ale teraz bêdzie inaczej. Czu³ to. Ta powieœæ bêdzie jego dzieckiem, tak jak "Lady J." by³a dzieckiem Jessie. Jessie zrobi³a z tego niewielkiego butiku kwitn¹cy interes. potrafi³a w³aœciwie roz³o¿yæ akcenty, mia³a wyczucie. Nale¿a³a do ludzi, którzy w czarodziejski sposób odmieniaj¹ wszystko, czegokolwiek dotkn¹, przede wszystkim zaœ mia³a styl. I klasê jak ma³o kto. Jessie urodzi³a siê z klas¹. Promieniowa³a klas¹. Nawet kiedy le¿a³a z zamkniêtymi oczami. Na przyk³ad w porze lunchu wpada³a do niego z rozwianymi w³osami i uœmiechem w oczach. Muska³a ustami jego szyjê i nagle na biurku wœród papierów l¹dowa³a cudowna ³ososiowa ró¿a. Albo stawia³a ¿ó³tego tulipana w kryszta³owym wazonie na tacy z fili¿ank¹ kawy, kilkoma plastrami prosciutto, odrobin¹ cantaloupe, cienkim kawa³kiem sera brie i "New York Timesem" albo "Le Figaro". Po prostu wiedzia³a, jak osi¹gn¹æ w³aœciwy efekt. Mia³a dar odmieniania wszystkiego w coœ lepszego, w coœ wiêcej. Na myœl o Jessie lan znów siê uœmiechn¹³. Gdybym z nim siedzia³a, mia³aby na sobie coœ odrobinê skandalicznego - pla¿ow¹ sukienkê ods³aniaj¹c¹ plecy, lecz zakrywaj¹c¹ ramiona albo habit po szyjê rozciêty z boku doœæ wysoko, by na u³amek sekundy ukazaæ wœcibskim oczom kszta³tne udo; ewentualnie kokieteryjny kapelusz, pozwalaj¹cy dojrzeæ jedno zielone oko, podczas gdy drugie kry³oby siê zalotnie. Ta ostatnia myœl zwróci³a jego uwagê na kobietê w s³omkowym kapeluszu, siedz¹c¹ kilka stolików dalej. Nigdy jej tu nie widzia³, a by³a z pewnoœci¹ warta uwagi, zw³aszcza w gor¹ce letnie popo³udnie zakropione dwoma d¿inami z tonikiem. Ze swojego miejsca nie dostrzega³ jej twarzy, zaledwie czubek podbródka. Mia³a szczup³e ramiona i zgrabne d³onie pozbawione jakichkolwiek ozdób. Lan patrzy³, jak s¹czy przez s³omkê mocno spieniony koktajl. Ten widok, w po³¹czeniu z myœl¹ o w³asnej ¿onie, obudzi³ w nim znajome podniecenie. Jaka szkoda, ¿e Jessie by³a tak daleko! Wymarzona pogoda, ¿eby iœæ na pla¿ê, pociæ siê, p³ywaæ, otrzepywaæ z piasku i smarowaæ nawzajem olejkiem do opalania po ca³ym rozgrzanym ciele. Nieznajoma musnê³a wargami stercz¹c¹ Z kieliszka s³omkê. Pragn¹³ jej. Pragn¹³ Jessie. Doczeka³ siê cannelloni, ale nie by³ to dobry wybór. Za t³uste, za gor¹ce i za du¿o. Powinien by³ zamówiæ sa³atkê. Po kilku kêsach z bólem serca poprosi³ o kawê. Dzieñ by³ Zbyt upalny, ¿eby wiele od siebie wymagaæ. O ile¿ proœciej pozwoliæ sobie na drobne szaleñstwo. Przynajmniej w wyobraŸni; to wszak nieszkodliwe. U Enrica zawsze czu³ siê znakomicie. Tu siê relaksowa³, obserwowa³ ludzi, spotyka³ znajomych pisarzy i podziwia³ kobiety. Bez szczególnego powodu zamówi³ trzeciego drinka. Rzadko pi³ cokolwiek poza bia³ym winem, ale d¿in by³ zimny i orzeŸwiaj¹cy. W zazwyczaj ch³odnym klimacie taki upa³ przyprawia³ o dziwny zawrót g³owy. T³um u Enrica przyp³ywa³ i odp³ywa³, szuka³ miejsc na tarasie, nie w ciemnym, ozdobionym pluszami wnêtrzu. Biznesmeni uwalniali szyjê z krawatów, modelki przybiera³y wdziêczne pozy, artyœci gryzmolili coœ na skrawkach papieru, poeci dowcipkowali, uliczni muzycy zag³uszali szum przeje¿d¿aj¹cych samochodów. Przypomina³o to pierwszy dzieñ wakacji. Bary topless drzema³y z wy³¹czonymi neonami, czekaj¹c zmierzchu. Tu wrza³o prawdziwe ¿ycie. Œwie¿e, maj¹ce posmak hazardu. Dziewczyna w kapeluszu nie unios³a g³owy, kiedy Lan odszed³, ale spojrza³a za nim, a potem wzruszy³a ramionami i poprosi³a o rachunek. Zawsze mog³a wróciæ, a kto wie... Lan by³ ju¿ wstawiony, choæ nie na tyle, aby by³o to widaæ. Zanuci³ fragment "Ode to a Faceless Beauty", sadowi¹c siê za kierownic¹ samochodu ,Jessie. O ile¿ chêtniej wpasowa³by siê w jej piêkne cia³o! By³ nieznoœnie podniecony. Czerwonego ,,Morgana" prowadzi³o siê z przyjemnoœci¹. Kiedy nacisn¹³ peda³ gazu, uzna³, ¿e by³ to diabelnie efektowny prezent dla bardzo efektownej kobiety. Wyda³ na niego ca³¹ zaliczkê na bajki. Wariactwo. Ale Jessie oszala³a na punkcie tych czterech kó³ek, a Lan szala³ za Jessie. Zawróci³ i zatrzyma³ siê na œwiat³ach niedaleko Enrica. Z prawej strony mignê³o mu coœ ró¿owego. S³omkowy kapelusz zwisa³ teraz na palcu, a kobieta spogl¹da³a w niebo. Sz³a w letnich pantoflach na wysokich obcasach, ko³ysz¹c lekko biodrami. Ró¿owa sukienka opina³a siê na poœladkach, rude loki muska³y jej twarz. Wygl¹da³a ³adnie i cholernie seksownie. Ile mog³a mieæ lat? Dwadzieœcia dwa? Lan znów poczu³ uporczyw¹ ¿¹dzê. Miedziane loki lœni³y w s³oñcu. Mia³ ochotê ich dotkn¹æ. Chcia³ jej wyrwaæ z d³oni kapelusz i uciec, ¿eby pobieg³a za nim. By³ w œwietnym nastroju, a nie mia³ partnera do zabawy. Jecha³ za ni¹ powoli. Dziewczyna obejrza³a siê i jej twarz pojaœnia³a nagle, jak gdyby nie spodziewa³a siê, ¿e znów go zobaczy i by³a teraz przyjemnie zaskoczona. Uœmiechnê³a siê, lekko wzruszaj¹c ramionami. Przeznaczenie. A zatem to bêdzie dzisiaj. Dobrze, ¿e tak siê ubra³a. Zwolni³a, czuj¹c na sobie jego gor¹cy wzrok. Lan zatrzyma³ siê i siedzia³ w samochodzie, a ona sta³a na rogu i patrzy³a na niego. Nie by³a tak m³oda, jak s¹dzi³. Dwadzieœcia szeœæ.., siedem lat? Ale wci¹¿ œwie¿a. Œwie¿a i kusz¹ca po trzech d¿inach z tonikiem na prawie pusty ¿o³¹dek. Przygl¹da³a mu siê czujnie, choæ nieco drapie¿nie. Obfity biust zaskakuj¹co kontrastowa³ z dziewczêcym rysunkiem ramion. - Czy my siê znamy? - opar³a kapelusz na wysuniêtym biodrze. Spodnie lana natychmiast zrobi³y siê za ciasne. - Nie, nie s¹dzê. - Przygl¹da³ mi siê pan. - Tak? Przepraszam... Podoba mi siê pani kapelusz. Odprê¿y³a siê. Odwzajemni³ jej uœmiech, nieco ju¿ rozczarowany. By³a starsza od Jessie, mo¿e nawet rok czy dwa starsza od niego. Z wiêkszej odleg³oœci wygl¹da³a œlicznie, teraz z³udzenie prys³o. Przy skórze g³owy widaæ by³o czarn¹ liniê odrostów. Ale gapi³ siê na ni¹, to prawda. - Jeszcze raz bardzo przepraszam. Mo¿e gdzieœ pani¹ podwieŸæ? - Chêtnie, dziêki. Za gor¹co dziœ na spacery. - Znowu siê uœmiechnê³a i poci¹gnê³a za klamkê. Lan otworzy³ drzwi od wewn¹trz Usiad³a obok niego, ods³aniaj¹c kawa³ek uda. Ten widok nie by³ iluzj¹. - Dok¹d? Milcza³a przez chwilê. - Róg Market i Dziesi¹tej. Nie sprawiê k³opotu? - Jasne, ¿e nie. Mam czas. Zaskoczy³ go ten adres. Dziwne miejsce na pracê, fatalne na mieszkanie. - Ju¿ do pracy? - spojrza³a na niego pytaj¹co. - Mniej wiêcej. Pracujê w domu. - Zazwyczaj nie by³ taki wylewny, lecz w jej towarzystwie czu³ siê skrêpowany, zobowi¹zany do wyjaœnieñ. U¿ywa³a ciê¿kich perfum, a sukienka opina³a jej uda. Lan pragn¹³ kobiety. Ale pragn¹³ Jessie. A Jessie mia³a wróciæ dopiero za dziesiêæ godzin. - Czym siê zajmujesz? Mia³ ju¿ na koñcu jêzyka, ¿e jest ¿igolakiem utrzymywanym przez ¿onê, ale jakoœ siê powstrzyma³. - Jestem pisarzem - rzuci³ krótko. - Nie lubisz tego? - Uwielbiam. Sk¹d to pytanie? - Tak siê jakoœ skrzywi³eœ. Bardziej ci do twarzy z tym ch³opiêcym uœmiechem. - Dziêkujê. - Da nada. Niez³y wóz - obrzuci³a go taksuj¹cym spojrzeniem. Dobrze skrojona markowa koszula, drogie buty. - Co to? MG? - Nie, ,,Morgan" - S³owa: "I nale¿y do mojej ¿ony" uwiêz³y mu w gardle. - A czym ty siê zajmujesz? - Teraz jestem kelnerk¹ u Kondora. Chcia³am zobaczyæ, jak wygl¹da to miejsce w dziennym œwietle, dlatego przysz³am na lunch do Enrica. Zupe³nie inni ludzie. I o tej porze trzeŸwiejsi, ni¿ kiedy ja mam z nimi do czynienia. Kondor nie s³yn¹³ z przyzwoitej klienteli. By³ to lokal typu "Original Topless" i Lan podejrzewa³, ¿e kobieta obs³uguje klientów pó³naga. Jeszcze raz wzruszy³a ramionami, a potem uœmiechnê³a siê powoli. W jej oczach czai³ siê smutek, jakiœ ¿al, zadawniony i natrêtny. Raz czy dwa spojrza³a na niego dziwnie. I znów Lan poczu³ siê skrêpowany. - Mieszkasz na rogu Market i Dziesi¹tej? - zapyta³ na odczepnego 1- Tak. W hotelu. A ty? Zawaha³ siê; wypada³o coœ odpowiedzieæ. Ale kobieta nie czeka³a, a¿ siê zdecyduje. - Pozwól, niech zgadnê. ,Pacific Heights? - pytanie zabrzmia³o z lekka oskar¿ycielsko. Sk¹d to przypuszczenie? - bez wiêkszego powodzenia stara³ siê udaæ rozbawienie. Przyjrza³ siê jej, kiedy zatrzymali siê na œwiat³ach. Mog³a byæ sekretark¹ albo kimœ, kto gra ma³¹ rólkê w filmie. Nie wygl¹da³a tanio. Na jej twarzy malowa³o siê zmêczenie. - Kochanie, z daleka czuæ od ciebie Pacific Heights. - Nie dajmy siê og³upiæ zapachom. Poza tym nie wszystko z³oto, co siê œwieci. - Lan doda³ gazu i skrêci³ w Market Street. - ¯onaty? Skin¹³ g³ow¹. - Szkoda. Najlepsi zawsze s¹ ¿onaci. - To Ÿle? - posuwa³ siê za daleko, ale d¿in z tonikiem wzmóg³ jego wrodzon¹ ciekawoœæ. - Czasami tak, czasami nie. Zale¿y od faceta. W twoim wypadku... kto wie? Podobasz mi siê. - To mi schlebia. Jesteœ atrakcyjn¹ kobiet¹... Jak ci na imiê? - Margaret. Maggie. - £adne imiê. Czy to tu, Maggie? - by³ to jedyny hotel W tym rejonie. - Tak, tu. Piêknie, prawda? Nie ma jak w domu. - Próbowa³a zatuszowaæ zmieszanie nonszalancj¹ i ³an nagle stwierdzi³, ¿e jej wspó³czuje. Odrapany budynek wygl¹da³ przygnêbiaj¹co. - Wejdziesz na drinka? W jej oczach wyczyta³, ¿e zrani j¹ odmowa, jemu zaœ nie Chcia³o siê wracaæ do domu i pracowaæ. Do wyjazdu na lotnisko mia³ jeszcze dziewiêæ i pó³ godziny. Wiedzia³ jednak, co mo¿e siê zdarzyæ, je¿eli przyjmie zaproszenie. Pozwoliæ na coœ takiego w dniu powrotu Jessie by³oby pod³oœci¹. wytrzyma³ trzy tygodnie. Powinien wytrzymaæ jeszcze to jedno popo³udnie. Tyle ¿e dziewczyna wygl¹da³a tak samotnie, a d¿in i upa³ zbiera³y swoje ¿niwo. W domu nie nale¿a³o do niego nic oprócz piêciu szuflad rêkopisów i nowej maszyny olivetti, któr¹ dosta³ od Jessie. Ksi¹¿ê ma³¿onek. ¯igolo. - Chêtnie, jeœli zrobisz mi do niego kawê. Gdzie mogê zaparkowaæ? - Najlepiej tu¿ przed wejœciem. Tam nie ma zakazu. Kiedy wje¿d¿a³ na krawê¿nik, dziewczyna zerknê³a na tablicê rejestracyjn¹. Nietrudno by³o j¹ zapamiêtaæ. Litery sk³ada³y siê w imiê. Jessie, pomyœla³a. Odpowiednie imiê dla tak przystojnego mê¿czyzny Rozdzia³ II Jessie uœmiechnê³a siê s³ysz¹c, jak samolot ze zgrzytem wypuszcza podwozie. Zapiê³a pas, œwiate³ko nad g³ow¹ zgas³o i po raz ostatni zatoczyli ko³o nad p³yt¹ lotniska. WyraŸnie widzia³a jaœniej¹ce w dole œwiat³a. Zerknê³a na zegarek. Zna³a Jana na wylot. W tej chwili pewnie miota siê po parkingu, przera¿ony, ¿e nie zd¹¿y na czas, by ustawiæ siê przy wyjœciu z rêkawa. W koñcu znajdzie miejsce i rzuci siê pêdem do budynku, a kiedy przed ni¹ stanie, bêdzie zasapany, rozdygotany i szczêœliwy. Zawsze tak by³o. I to w³aœnie nadawa³o jej powrotom do domu niepowtarzalny klimat. Mia³a wra¿enie, ¿e od wyjazdu min¹³ okr¹g³y rok. Na szczêœcie kupi³a mnóstwo œwietnych rzeczy. Wiosenna kolekcja bêdzie fantastyczna: delikatne pastele, miêkkie we³ny skrojone blisko cia³a, rozbielone kraty, jedwabne bluzki o szerokich rêkawach i te cudowne zamsze. Jessie nigdy nie potrafi³a siê oprzeæ zamszowym fata³aszkom. To bêdzie dobra wiosna dla butiku. Zamówione towary zaczn¹ sp³ywaæ dopiero za trzy ³ub cztery miesi¹ce, ale sama myœl o nich przyprawia³a Jessie o mi³y dreszczyk podniecenia. Mia³a je wyryte w pamiêci. Projekt wiosennej kolekcji by³ gotowy. Zawsze planowa³a wszystko na d³ugo naprzód; lubi³a wiedzieæ, co j¹ czeka. Œwiadomoœæ, ¿e zarówno jej praca, jak i ¿ycie prywatne potoczy siê po ustalonych, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |