Danielle Steel - Okup, Danielle Steel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DANIELLE STEEL OKUP Czułość jest potężniejsza od uporu, Woda mocniejsza od skały, Miłość silniejsza od przemocy ROZDZIAŁ I Peter Matthew Morgan stał przy ladzie zbierając swoje rzeczy - portfel z czterema setkami dolarów wypłaconych z rachunku oszczędnościowego oraz dokumenty zwolnienia warunkowego, które miał przedłożyć kuratorowi. Miał na sobie strój otrzymany od władz stanu - dżinsy, białą trykotową koszulkę, a na niej bluzę z niebieskiego drelichu; tenisówki i białe sportowe skarpetki. Nie był to ubiór, w jakim zwykł się pokazywać przed aresztowaniem. Odsiedział cztery lata i trzy miesiące - minimalną wymaganą część wyroku, nader surowego jak za pierwsze przestępstwo. Został jednak złapany z olbrzymią ilością kokainy, oskarżony z urzędu, skazany przez ławę przysięgłych i osadzony za murami więzienia stanowego Pelican Bay. Z początku Peter rozprowadzał prochy tylko wśród znajomych. Zarabiał w ten sposób na własny nałóg, a później także na utrzymanie swoje i (przez jakiś czas) rodziny. W ciągu sześciu miesięcy zarobił prawie milion dolarów, ale i to nie wypełniło wyrwy, jaką stworzył swoją finansową żonglerką. Narkotyki, chybione inwestycje, akcje wysokiego ryzyka, sprzedaż poniżej kosztów... Przez pewien okres był maklerem giełdowym - dopóki nie naraził się izbie kontroli; oczywiście nie aż tak, by postawiono go w stan oskarżenia (w takim wypadku już wcześniej aresztowaliby go federalni). Żył rozrzutnie, znacznie ponad stan, imał się ryzykownych przedsięwzięć, a do tego kumał się z niewłaściwymi ludźmi. W efekcie zaczął brać narkotyki. Ćpał coraz więcej, w końcu nie mógł już spłacić dealera i musiał zacząć dla niego pracować. Miał też na sumieniu pomniejsze sprawki - czeki bez pokrycia i defraudacje. Na szczęście jego pracodawca zrezygnował z roszczeń, kiedy Peter znalazł się w więzieniu za kokainę. Co by to dało? I tak nie miał pieniędzy, by pokryć sprzeniewierzone sumy, stanowiące zresztą ledwie drobny ułamek w masie jego długów. Od dawna był całkowicie niewypłacalny. Zresztą prezesowi było go po prostu żal. Peter umiał budzić sympatię. Był ucieleśnieniem miłego chłopca, który zszedł na złą drogę. Zbłądził raz, drugi, trzeci.., aż weszło mu to w nawyk. Stracił każdą szansę, a miał ich w życiu wiele. Jeszcze bardziej niż jemu znajomi i współpracownicy współczuli jego żonie i dzieciom - ofiarom wariackich pomysłów i błędnych decyzji Petera. Ale każdy gotów byłby ręczyć, że w głębi duszy Morgan jest dobrym człowiekiem. Zdumiewali się, co się stało. W istocie już od dawna działo się źle. Morgan senior, który zmarł, kiedy Peter miał trzy lata, był potomkiem znanej rodziny ze ścisłej elity towarzyskiej Nowego Jorku. Rodzinna fortuna kurczyła się jednak z biegiem lat, a nim Peter dorósł, jego matce udało się roztrwonić resztki. Nie czekając długo, wyszła ponownie za mąż za kolejnego młodego bogacza z wyższych sfer, spadkobiercę długiej linii bankierów. Człowiek ten przyjął Petera i dwójkę jego rodzeństwa z otwartymi rękami, ojcował im, posyłał do najlepszych szkół wraz z dwoma przyrodnimi braćmi, którzy przyszli na świat nieco później. Rodzina wydawała się szczęśliwa, a z pewnością zamożna, lecz matka piła coraz więcej i w końcu zamknięto ją w zakładzie. W tym momencie Peter formalnie został sierotą. Ojczym nigdy prawnie ich nie adoptował, a rok po śmierci żony zawarł ponowny związek. Jego druga żona nie widziała powodu, aby miał być obciążony - finansowo czy jakkolwiek - trójką dzieci, z którą nie łączyły go żadne więzy krwi. Już dwóch młodszych chłopców stanowiło dla niej problem (wymogła w końcu, by posłano ich do szkoły z internatem) - cóż dopiero dzieci „wniesione w posagu” przez poprzedniczkę! Ojczym zadeklarował więc, że sfinansuje szkołę, a później college, przyznał im też niewielkie kieszonkowe, ale (jak wyjaśnił z pewnym zmieszaniem) nie mógł dłużej zapewnić im domu pod swoim dachem ani godziwego utrzymania. Odtąd Peter spędzał wakacje w szkole albo w domach kolegów, których łaski udało mu się zdobyć. Z biegiem czasu doszedł w tym do perfekcji. Nauczył się żyć ze swej inteligencji. Była wszystkim, co miał, i służyła mu dobrze. Jedynych przejawów uczucia, ciepłych gestów, jakich doświadczył w owych latach, zaznał od obcych ludzi. Jego wizytom towarzyszyły często drobne incydenty. Ginęły pieniądze, rakiety tenisowe znikały w tajemniczy sposób i już się nie odnajdywały. Pożyczane ubrania nie wracały do właścicieli. Raz zdematerializował się złoty zegarek, w efekcie czego wyrzucono z pracy pokojówkę. Jak się później okazało, szesnastoletni wówczas Peter był jej kochankiem i to on namówił ją do kradzieży. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży zegarka wystarczyły mu na pół roku. Jego życie było ciągłą walką o byt. Potrzeby miał duże; aby je zaspokoić, był miły, układny i zawsze niewinny, kiedy wybuchał skandal. Nie sposób było uwierzyć, że ten grzeczny chłopiec mógłby mieć na sumieniu jakiekolwiek grzeszki. W pewnym okresie szkolny psycholog zwracał uwagę na socjopatyczne skłonności Petera, ale dyrektor nie chciał mu dać wiary. Doświadczony psycholog dostrzegł, ze pod maską pozorów Peter ma mniej skrupułów, fliz powinien A pozory świadczyły na jego korzyść Nikt nie wiedział, kim w rzeczywistości jest ukrywający się pod tą maską człowiek Był zaś czarującym, inteligentnym, przystojnym chłopcem, który przede wszystkim umiał spadać na cztery łapy To prawda, życia nie miał usłanego różami Na nikim me mógł się oprzeć, a w głębi serca bolały go stare rany. Śmierć rodziców, postawa ojczyma, który się od niego odciął, jeśli nie liczyć głodowego zasiłku, rozstanie z rodzeństwem, wysłanym do innej szkoły na wschodnim wybrzeżu, wszystko to odcisnęło na nim bolesne piętno. Później, już w college’u, młodą jeszcze duszę dosięgnął kolejny cios: osiemnastoletnia siostra Petera utonęła. Peter rzadko mówił o swojej przeszłości, o smutkach, które ciążyły mu na sercu. Wszystkim wydawał się dobrym, zrównoważonym chłopcem o optymistycznym usposobieniu. Mógł oczarować każdego i przeważnie to robił. Jego blizny tkwiły głębiej, dobrze ukryte. Kobiety wpadały mu w ręce jak dojrzałe owoce, a mężczyźni uważali go za dobrego kumpla. W czasach studenckich sporo pił, wspominali później koledzy, ale nigdy nie wydawał się pijany. Istotnie, Peter nigdy nie tracił kontroli nad sobą. W każdym razie nie tak, by ktokolwiek to spostrzegł. Potrafił się maskować. Miał spore ambicje i dalekosiężne piany. Ojczym dotrzymał obietnicy i posłał go do Duke College, a tam Peter zdobył pełne stypendium, które pozwoliło mu podjąć studia na Harvardzie. Ukończył je z tytułem magistra ekonomii. Miał wszystkie potrzebne narzędzia, by wykuć sobie dobrą przyszłość - wykształcenie, lotny umysł, świetną aparycję i cenne znajomości nawiązane w elitarnych szkołach. Nie ulegało wątpliwości, że Peter Morgan odniesie w życiu sukces. Był finansowym geniuszem, tak się przynajmniej wydawało, i miał głowę pełną znakomitych pomysłów. Po ukończeniu studiów dostał pracę na Wall Street, w firmie maklerskiej, lecz dwa lata później skończyła się jego dobra passa. Łamiąc obowiązujące go zasady naruszył rachunek klienta, „pożyczając” sobie część pieniędzy. Miał z tego powodu poważne problemy, lecz jak zwykle mu się upiekło. Zatrudnił się w banku inwestycyjnym i przez krótki okres uważany był za cudowne dziecko Wall Street. Miał wszystko, co potrzebne do szczęścia, oprócz rodziny i sumienia. Zawsze wolał iść na skróty, osiągnąć cel szybciej, niż to było możliwe. Z dzieciństwa wyniósł jedną smutną naukę: czasem wystarczy chwila, by całe twoje życie rozpadło się w gruzy. Człowiek sam musi troszczyć się o siebie, bo los rzadko mu sprzyja. Szczęśliwy traf to fikcja - chyba że sam go sobie zapewnisz. Przed trzydziestką ożenił się z Janet, prześliczną debiutantka, „która „szczęśliwym trafem” była również córką prezesa jego firmy. W ciągu dwóch lat doczekali się dwóch rozkosznych córeczek. Peter kochał żonę i szalał za dziećmi. Wyglądało na to, że wreszcie ściele się przed nim równa, prosta droga. Tymczasem bez żadnej widocznej przyczyny sprawy znów zaczęły przybierać zły obrót. Peter wpadał w obsesję, zaczął mówić już tylko o robieniu pieniędzy. Być może zbyt wiele przyszło mu zbyt łatwo? Żył rozrzutnie jak krezus, grał za wysoko, wciąż pożądał pieniędzy, coraz więcej pieniędzy, i krok po kroku jego życie wymknęło się spod kontroli. W końcu znów dał o sobie znać stary nawyk chodzenia na skróty i brania sobie tego, co chciał mieć. Imał się ryzykownych, niezbyt czystych transakcji - nie takich, by groziło mu zwolnienie z pracy, ale też nie takich, jakie prezes skłonny byłby tolerować. Peter pędził na oślep ku przepaści. Teść odbył z nim kilka poważnych rozmów i myślał, że przemówił mu do rozsądku. Spacerując wraz z zięciem po swej rozległej posiadłości w Connecticut, tłumaczył, że nie istnieją takie rzeczy jak darmowy posiłek czy łatwy sukces. Ostrzegał, że transakcje, w jakie Peter się wdaje, i sposób ich finansowania kiedyś się na nim zemszczą Najpewniej już wkrótce Wytoczył szereg argumentów podkreślających wagę dobrego imienia i zakończył wykład święcie przekonany, że Peter zastosuje się do jego wskazówek. Bądź co bądź bardzo lubił tego chłopca W rzeczywistości udało mu się tylko doprowadzić do tego, że Peter poczuł się zbity z tropu i poddany presji. Po trzydziestce zaczął brać narkotyki - z początku dla zabawy Ostatecznie nie ma w tym nic złego, twierdził, wszyscy to robią, a świat na haju jest o wiele barwniejszy W ciągu dwóch lat do reszty stracił kontrolę nad nałogiem (choć sam temu zaprzeczał) i zaczął trwonić pieniądze żony, dopóki teść nie położył na nich twardej ręki. Rok później został wyrzucony z pracy, a Janet wróciła do rodziców, roztrzęsiona i znerwicowana. Prawda, Peter nigdy nie użył wobec niej przemocy, ale bez przerwy był pod wpływem kokainy, a jego życie całkowicie wyśliznęło mu się z rąk. W tym samym czasie teść odkrył kwoty dyskretnie „wyprowadzone” przez Petera z kont firmy. Zważywszy na stopień spowinowacenia i grożący mu - a przede wszystkim Janet - skandal, teść pokrył dług. W zamian Peter zgodził się na przyznanie Janet wyłącznych praw do opieki nad dziećmi, dwuletnią Isabelle i rok starszą Heather. Prawo do ich widywania stracił niewiele później, kiedy zabrał dziewczynki na wycieczkę jachtem. Prócz nich zabrał również trzy podchmielone kobiety i potworną ilość kokainy. Przerażona niania zaalarmowała Janet z telefonu komórkowego. Dopiero pod groźba, że będzie ich ścigać straż przybrzeżna, Peter zawrócił do brzegu, wysadził córki wraz z nianią na ląd i to był ostatni raz, kiedy się z nimi widział. Wówczas zresztą miał już poważniejsze problemy. Zapożyczył się na potężne sumy. Większość poszła na narkotyki, resztę zainwestował w rynek dóbr konsumpcyjnych - i stracił. Kiedy wyszło to na jaw, żadne referencje ani dyplomy nie były już w stanie zdobyć mu jakiejkolwiek posady. Podobnie jak jego matka przed śmiercią, staczał się po równi pochyłej - bez grosza, w szponach kosztownego nałogu. Dwa lata po rozstaniu z Janet przeniósł się do San Francisco. Usilnie starał się o pracę w znanej firmie inwestycyjnej, ale na próżno. Z braku innych dochodów zajął się więc handlem kokainą. Zarobił na tym procederze fortunę, co jednak wciąż stanowiło zaledwie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |