Danielle Steel - Kochanie, Danielle Steel(1)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Steel Danielle Kochanie Bettina Danieis z westchnieniem ulgi rozejrzała się po różowej łazience. Zostało jej dokładnie pół godziny, doskonale więc mieściła się w czasie. Zazwyczaj miewała go jeszcze mniej, aby ze zwyklej dziewczyny, studentki, przedzierzgnąć się w rajskiego ptaka i podejmującą gości doskonalą panią domu. Do tego przeistaczania się już całkowicie przywykła. Od piętnastu lat pełniła u boku swego ojca rolę adiutantki: bywała z nim wszędzie, przeganiała reporterów, przyjmowała zlecenia telefoniczne od jego przyjaciółek, a nawet przesiadywała za kulisami, wspierając go podczas wieczorów autorskich, na których promował swoje najnowsze książki. Właściwie wcale nie musiał się wysilać. Siedem jego ostatnich książek automatycznie trafiło na listę bestsellerów „New York Timesa”, ale reklama należała do dobrego tonu. 0n zresztą za tym przepadał. Uwielbiał się krygoyać i popisy- wać — cały ten cyrk stanowił pożywkę dla jego jaźni, a poza tym mial wielką frajdę, gdy kobiety odkrywały, że podobnie jak bohaterowie jego książek odznacza się nieodpartym urokiem. Justina Danielsa nietrudno zresztą było wziąć za bohatera Powieści. Nie ustrzegła się od tego nawet sama Bettina. Był Przecież tak uderzająco przystojny, nizaprzeczalnie czarujący, dowcipny, zabawny i tak fascynujący w towarzystwie! Czasami zapominało się, jak bardzo potrafił być samolubny, egocentryczny i bezlitosny. Bettina znała dobrze obydwa jego oblicza, a jednak go kochała. Od lat był jej bohaterem, towarzyszem i najlepszym przyjacielem. Wiedziała o nim wszystko. Znała wszystkie jego skazy, słabostki, grzechy i lęki, a jednocześnie całe jego piękno1 błyskotliwość i dobroć; kochała go każdą cząstką swojej istoty i wiedziała, że tak będzie zawsze. Sprawił jej wiele rozczarowań, lekceważył prawie wszystkie ważne imprezy w jej szkole, nie pokazał się na żadnych zawodach ani zabawach. Zdołał Betrinę przekonać, że towarzystwo młodych ludzi jest nudne, i w zamian ciągał ją wszędzie ze swymi przyjaciółmi. Ranił ją przez całe lata w ciągłej pogoni za własnymi mirażami. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, że Bettina ma prawo do dzieciństwa, pikników, plażowania, przyjęć urodzinowych i popołudniowych spacerów po parku. Jej pikniki odbywały się u „Ritza” albo w paryskim „Plaza-Atenće”, odwiedzała plaże w South Hampton i Deauyille, przyjęcia urodzinowe dla przyjaciół urządzano w „zi” w Nowym Jorku lub w „Bistro” w Beyerly HilIs, a zamiast spacerów po parku ojciec wymagał, aby mu towarzysżyła w przejażdżkach jachtem, na które bywał bezustannie zapraszany.. Nie był to styl życia, z powodu którego trzeba by się nad nią litować, a jednak zaufani przyjaciele Justina często wyrzucali mu sposób, w jaki wychowujecórkę. Dowodzili, że jest przez niego bardzo samptna, skoro musi ciągle włóczyć się za nieżonatym i wiecznie czegoś szukającym ojcem. Zadziwiające, że w wieku dziewiętnastu lat Bettina pod wieloma względami pozostała wciąż taka młodzieńcza i niewinna, jakkolwiek z jej wielkich, szmaragdowych oczu wyzierała również mądrość całych pokoleń, pochodząca nie z własnych przeżyć, lecz z tego, co przyszło jej oglądać. W wieku dziewiętnastu lat zachowała świeżość uczuć dziecka, choć zdarzało się, że bywała świadkiem życia w takim bogactwie, a często w upadku, jakiego nie widywali ludzie dwukrotnie od niej starsi. Matka zmarła na białaczkę wkrótce po czwartych urodzi nach Bettiny, dla której pozostała jedynie okoloną jasnymi włosami roześmianą twarzą o wielkich niebieskich oczach, patrzących z portretu zawieszonego w jadalni. Niewiele z Tatiany Danieis można było odnaleźć w jej córce. Bettina nie była podobna ani do Tatiany, ańi do Justina. Reprezentowała własny typ urody. Odziedziczyła coś z uderzającó czarnych włosów i zielonych oczu ojca, ale jej zielone oczy miały inny odcień, włosy zaś były kasztanowe jak bardzo stary, przedni koniak. Justin Danieis był wysoki i mocno zbudowany, Bettina zaś przeciwnie — szczupła i drobniutka, o proporcjach subtelnych niczym elf. Gdy rozczesywała swe kasztanowe włosy, ich loki miękko układały się w okalającą twarz aureolę, co nadawało jej wygląd istoty delikatnej i kruchej. Znowu spojrzała na zegarek. Pozostało jej dwadzieścia minut. Przeprowadziła w myśli błyskawiczny rachunek. Zdąży. Zanurzyła się w wannie pełnej parującej wody i odprężyła się, patrząc na padający za oknem pierwszy listopadowy śnieg. Ich przyjęcie także miało być pierwszym w tym sezonie i dlatego powinno zakończyć się sukcesem I zakończy się. Już ona tego dopilnuje. Raz jeszcze przebiegła w myśli listę zaproszonych gości, zastanawiając się, czy ktoś z nich nie zawiedzie z powodu śnieżycy. Wydało jej się to jednak niemożliwe. Przyjęcia u jej ojca były zbyt głośne, a zaproszeń wyczekiwano z zapartym tchem, wątpliwe więc, by ktokolwiek żechciał stracić okazję lub zaryzykować, że nie zostanie zaproszony ponownie. Przyjęcia stanowiły nieodłącznączęść życia Justina DanieIsa. Wydawał je co najmniej raz w tygodniu. Ze względu na ludzi, którzy na nich bywali, na ich stroje, na wydarzenia, które miały tam miejsce, transakcje, które tam zawierano, były one jedyne w syoim rodzaju i wieczór u Danielsów stanowił coś w rodzaju wizyty w odległej krainie ze snów. Wszystkie przyjęcia były nadzwyzaj efektowne. Luk susowe otoczenie zachwycało siedemnastowiecznym przepychem, lokaje czuwali, gotowi na każde skinienie, grała wy- najęta orkiestra. Bertina w roli pani domu niczym czarodziejka krążyła pomiędzy grupkami gości — zdawała się pojawiać wszędzie tam, gdzie jej oczekiwano lub potrzebowano. Czasami zapominało się, jak bardzo potrafił być samolubny, egocentryczny i bezlitosny. Bettina znała dobrze obydwa jego oblicza, a jednak go kochała. Od lat był jej bohaterem, towarzyszem i najlepszym rzyjacielem. Wiedziała o nim wszystko. Znała wszystkie jego skazy, słabostki, grzechy i lęki, a jednocźeśnie całe jego piękno błyskotliwość i dobroć; kochała go każdą cząstką swojej istoty i wiedziała, że tak będzie zawsze. Sprawił jej wiele rozczarowań, lekceważył prawie wszystkie ważne imprezy w jej szkole, nie pokazał się na żadnych zawodach ani zabawach. Zdołał Bóttinę przekonać, że towarzystwo młodych ludzi jest nudne, i w zamian ciągał ją wszędzie ze swytni przyjaciółmi. Ranił ją przez całe lata w ciągłej pogoni za własnymi mirażami. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, że Bettina ma prawo do dzieciństwa, pikników, plażowania, przyjęć urodzinowych i popołudniowych spacerów po parku. Jej pikniki odbywały się u „Ritza” albo w paryskim „Piaza-Atenće”, odwiedzała plaże w South Hampton i Deauyille, przyjęcia urodzinowe dla przyjaciół urządzano w „21” w Nowym Jorku lub w „Bistro” w Beyerly HilIs, a zamiast spacerów po parku ojciec wymagał, aby mu towarzyszyła w przejażdżkach jachtem, na które bywał bezustannie zapraszany. Nie był to styl życia, z powodu którego trzeba by się nad nią litować, a jednak zaufani przyjaciele Justina często wyrzucali mu sposób, w jaki wychowuje córkę. Dowodzili, że jest przez ńiego bardzo samotna, skoro musi ciągle włóczyć się za nieżonatym i wiecznie czegoś szukającym ojcem. Zadziwiające, że w wieku dziewiętnastu lat Bettina pod wieloma względami pozostała wciąż taka młodzieńcza i niewinna, jakkolwiek z jej wielkich, szmaragdowych oczu wyzierała również mądrość całych pokoleń, pochodząca nie z własnych przeżyć, lecz z tego, co przyszło jej oglądać. W wieku dziewiętnastu lat zachowała świeżość uczuć dziecka, choć zdarzało się, że bywała świadkiem życia w takim bogactwie, a często w upadku, jakiego nie widywali ludzie dwukrotnie od niej starsi. Matka zmarła na białaczkę wkrótce po czwartych urodzi-. nach Bettiny, dla której pozostała jedynie okoloną jasnymi włosami roześmianą twarzą o wielkich niebieskich oczach, patrzących z portretu zawieszonego w jadalni. Niewiele z Tatiany Daniels można było odnaleźć w jej córce. Bettina nie była podobna ani do Tatiany, ani do Justina. Reprezentowała własny typ urody. Odziedziczyła coś z uderzającó czarnych włosów i zielonych oczu o;ca, ale jej zielone oczy miały inny odcień, włosy zaś były kasztanowe jak bardzo stary, przedni koniak. Justin Danieis był wysoki i mocno zbudowany, Bettina zaś przeciwnie — szczupła i drobniutka, o proporcjach subtelnych niczym elf. Gdy rozczesywała swe kasztanowe włosy, ich loki miękko układały się w okalającą twarz aureolę, co nadawało jej wygląd istoy delikatnej i kruchej. Znowu spojrzała na zegarek. Pozostało jej dwadzieścia minut. Przeprowadziła w myśli błyskawiczny rachunek. Zdąży. Zanurzyła się w wannie pełnej parującej wody i od1 prężyła się, patrząc na padający za oknem pierwszy listopadowy śnieg. Ich przyjęcie także miało być pierwszym w .tym sezonie i dlatego powinno zakończyć się sukcesem. I zakończy się. Już ona tego dopilnuje. Raz jeszcze przebiegła w myśli listę zaproszonych gości, zastanawiając się, czy ktoś z nich nie zawiedzie z powodu śnieżycy. Wydało jej się to jednak niemożliwe. Przyjęcia u jej ojca były zbyt głośne, a zaproszeń wyczekiwano z zapartym tchem, wątpliwe więc, by ktokolwiek żechciał stracić okazję lub zaryzykować, że nie zostanie zaproszony ponownie. Przyjęcia stanowiły nieodłącznączęść życia Justina DanieIsa. Wydawał je co najmniej raz w tygodniu. Ze względu na ludzi, którzy na nich bywali, na ich stroje, na wydarzenia, które miały tam miejsce, transakcje, które tam zawierano, były one jedyne w swoim rodzaju i wieczór u Danielsów stanowił coś w rodzaju wizyty w odległej krainie ze snów. Wszystkie przyjęcia były nadzwyczaj efektowne. Luksusowe otoczenie zachwycało siedemnastowiecznym przepychem, lokaje czuwali, gotowi na każde skinienie, grała wynajęta orkiestra. Bettina w roli pani domu niczym czarodziejka krążyła pomiędzy grupkami gości — zdawała się pojawiać wszędzie tam, gdzie jej oczekiwano lub potrzebowano. Była naprawdę urzekająca: zwiewna, piękna i całkowicie nudne życie na tym świecie. Teraz, w wieku sześćdziesię niepowtarzalna. Jedynie jj własny ojciec nigdy nie zdawał J ciu dwóch lat, nie żałował swojej decyzji... z wyjątkiem sobie sprawy z tego, jak jest nadzwyczajna: w jego przekona- chwil, kiedy widywał Bettinę. Wtedy zdawało mu się, że coś Aiu każda młoda kobieta posiadała tyle samo wdzięku co topnieje w jego sercu. Czasami, patrząc na nią, zastanawiał Bettina. się, czy wyrzekając się potomstwa, nie popełnił błędu. Niedbała życzliwość, jaką okazywał córce, drażniła jego Teraz jednak nie było się już nad czym zastanawiać. Było na najbliższego przyjaciela. Iyo Stewart ubóstwiał Justina Danie- to zbyt późno, a zresztą czuł się szczęśliwy. Na swój sposób lsa, ale ód lat gniewało go, że Justin nie zauważa, ęo dzieje się był równie wolny jak Justin. Od czasu do czasu jeździli z Bettiną, nie rozumie, jak bar4zo córka go czci i jak wiele ną weekendy do Londynu, w lipcu podczas kilkutygodnioznaczą dla niej ojcowskie zainteresowanie i pochwały. Częste WyCh pobytów spotykali się na południu Francji, mieli liczne grono znakomitych przyjaciół. Była to jedna z owyćh stałych uwagi Iya Justin zbywał śmiechem, potrząsaniem głowy przyjaźni które wybaczają prawie wszystkie grzechy i zei machaniem pięknie wypielęgnowaną dłonią. — Nie bądź dziwakiem. Ona jest szczęśliwa, że może dla zwalają na swobodne wyrażanie zarówno dezaprobaty, jak mnie robić to wszystko. Po prostu uwielbia bieganie z przyję- zchwytu, dlatego Iyo tak otwarcie wypowiadał swoje opinie cia na przyjęcie, bywanie ze mną na przedstawieniach, spoty- na temat sposobu, w jaki Justin traktuje córkę. Ostatnio kanie interesujących ludzi. Byłaby zakłopotana, gdybym spró- debatowali o t3rm podczas lunchu w „La Cóte Basque”. Iyo bował wyrazić, jak wielkie mam uznanie dla tego, co dla mnie łajał Justina: robi: Ona wie, że to doceniani. Jak mogłaby tego nie rozumlec? — Gdybym był na jej miejscu, stary, odszedłbym od Odwala kawał wspaniałej roboty. ciebie. Co oia i ciebie ma? — Powinieneś jej o tym powiedzieć.Dobry Boże, człowie- — Służbę, wygody, podróże, fascynujących ludzi, garku, ‚ona jest twoją sekretarką, panią domu, agentką reklamy, derobę wartą dwieście tysięcy dolarów... — Chciał wymieniać robi dla ciebie wszystko, co robiłaby żona. i jeszcze o wiele dalej, lecz Iyo mu przerwał. — I co z tego? Naprawdę nie widzisz, że to dla niej diabła wiele więcej. — I o wiele lepiej — dodał z uśmiechem Justin. warte? Na miłość boską, Justinie, spójrz na nią: jest urocza, ale — Mówię poważnie. — Iyo spojrzał na niego surowo. połowę życia spędza w nierealnym świecie. Czy naprawdę — Wiem. O wiele za poważnie. Niepotrzebnie się o ritą wydaje ci się, że dba choć trochę o te wszystkie pretensjonalne niepokoisz. bzdury, które tyle znaczą dla ciebie? Iyo nie ośmielił się powiedzieć prżyjacielowi, że gdyby — Oczywiście, że dba. Zawsze jej na nich zależało. nie zatroszczył się o Bettinę, na pewno nie przyszłoby to do Jej dzieciństwo było całkowicie odmienne od tego, które głowy jej własnemu ojcu. przeżył Justin; on dorastał w biedzie, a potem na swoich • Swobodny, nonszalancki sposób, w jaki Justin odnosił się książkach i filmach zarobił miliony. Miewał okresy lepsze do przyjaciela, był całkowicie odmienny od powagi, z jaką gorsze, czaąami ńawet bardzo trudne, ale z upływem czasu traktował otaczający go świat Iyo. Było to po części związane jego wydatki stale rosły. Bogactwo, którym się otaczał, było z jego zawodem, Iyo bowiem wydawał jedną Z największych dla niego sprawą zasadniczą. Dawało mu poczucie tożsamości. w świecie gazet: „New York Maila”. Był również starszy od Teraz, kończąc lunch, spoglądał na przyjaciela sponad nie Justina, a więc nie zaliczał się już do młodych. Stracił jedńą dopitej filiżanki mocnej kawy. żonę, rozwiódł się z drugą i z rozmysłem nie miał dzieci. — Bez tego wszystkiego, co jej daję, nie byłaby zdolna Uważał, że byłoby nie w porządku skazywać dzieci na taka przeżyć bodaj tygodnia, Iyo. — Nie jestem o tym przekonany. — Iyo pokładał w niej więcej wiary niż własny ojciec. Przeczuwał, że pewnego dnia Bettina przeistoczy się w naprawdę godną podziwu kobietę i na samą myśl o tym uśmiechnął się do siebie. Bettina wiedziała, że musi się pospieszyć. Szybko wytarla się wielkim, różowym ręcznikiem. Swój strój przygotowała już wcześniej. Wślizgnęła się zręcznie w koronkową bieliznę, prędko narzuciła suknię i ostrożnie wsunęła stopy w idealnie z nią harmonizujące bladofioletowe sandałki na delikamych złotych obcasikach. Suknia była wspaniała: uszyta z przejrzystego, bladofioletowego jedwabiu, opadała jej z ramion i spływała do kostek jak miękka, elastyczna tuba. Jeszcze raz spojrzała na nią z zachwytem, wzburzyła swe włosy o barwie karmąu i upewniła się, czy blady fiolet sukni ma dokładnie ten :- sam odcień co jej powieki. Szyję przyozdobiłakolią z ametystami, lewy nadgarstek bransoletką, a w jej uszach zabłysly brylanty. Wtedy. ostrożnie zdjęła z „wieszaka tunikę z ciemnozielonego aksamitu i narzuciła ją na bladofioletowy jedwab sukni. Podbicie tuniki miało ten sam odcień migotliwego fioletu i Bettina wyglądała jak symfonia kolorów lila i głębokiej rehesansowej zielem. Ten wspaniały, zapierający dech w piersiach komplet ojciec przywiózł jej zeszłej zimy z Paryża, ona jednak nosiła go z [ Pobierz całość w formacie PDF ] |