Deveraux Jude Miłość i Magia Teraz i na zawsze, D
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jude Deveraux Teraz... i na zawsze Przełożyła Dagmara Bagińska Dedykuję tę książkę wszystkim moim Czytelnikom, których zasmuciłam tym, Że w tak okrutny sposób wymordowa łam masowo Montgomerych. Powinniście mi bardziej zaufać. A Warszawa 2007 Część pierwsza 2004 tego samego wzrostu. Były do siebie podobne i różne zarazem. Kayla miała płomiennorude włosy, a Connie była bladą blondynką. Kayla była kobietą, obok której nie można było przejść obojętnie, Connie zaś łatwo było przegapić. Connie od sześciu lat pracowała w sklepie jubilerskim pana Wrightsmana, podczas gdy Kayla zaledwie od trzech tygodni. Connie wiedziała wszystko na temat cięcia i przejrzystości kamieni szlachetnych. Potrafiła ocenić wagę i numer barwy diamentu jednym spojrzeniem. Znała pochodzenie każdego kamienia szlachetnego w sklepie, wiedziała, co jest w sejfie i które kamienie są czyje, oraz dlaczego ich właściciele po stanowili je sprzedać. Kayla za to pytała klientów, czy podobają im się bardziej „niebieskie czy zielone kamienie". Ale w ciągu trzech tygodni sprzedała więcej biżuterii niż Connie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Po pierwszym tygodniu Connie zaczęła się skarżyć panu Wrightsmanowi. - Ona traktuje biżuterię jak towar. Ubiera się w wydekol towane sukienki, obwiesza się naszyjnikami wartymi milion dolarów i przechyla się przez ladę, żeby mężczyźni mogli podziwiać jej biust. - Connie nie była zadowolona z odpowiedzi pana Wrightsmana, który stwierdził tylko, żeby zeszła wreszcie na ziemię. Był piątkowy wieczór, kiedy do sklepu wszedł pewien męż- Jude Deveraux 7 Teraz... i na zawsze C onnie i Kayla były niemal w tym samym wieku i prawie czyzna. Connie przywykła już do widoku bogatych i wpływo wych mężczyzn przekraczających próg tego sklepu. Obok pro fesjonalnie oświetlonego salonu wystawowego, w którym klienci mogli dać upust swej próżności i bogactwu, kupując klejnoty, które kiedyś miała na sobie Maria Antonina, na tyłach sklepu mieściła się także elegancka sala, gdzie mogli na osob ności sprzedać coś, na co nie było ich już stać. Connie spotkała wielu polityków, gwiazdy filmowe, całą śmietankę towarzyską, ale tego mężczyzny nie widziała tu nigdy wcześniej. Był przystojny w bardzo męski sposób. Miał gęste czarne brwi, ciemne oczy, orli nos i lekki, uwodzący uśmieszek na ustach. Kiedy Connie spojrzała na mężczyznę, poczuła, że nogi się pod nią uginają. Podobnie czuła się tylko raz w swoim życiu, kiedy do sklepu wszedł Sean Connery. Ten mężczyzna miał na sobie skórzaną kurtkę, która według jej oceny musiała kosz tować tysiące. Connie nawet potrafiła sobie wyobrazić, jak delikatna w dotyku jest ta skóra. Jego ciemne spodnie musiały być szyte na miarę. Kiedy zbliżał się do drzwi sklepowych i zobaczyła, że sam nie nosił żadnej biżuterii, jej serce pod skoczyło. Zamierzał kupić coś dla kobiety, nie dla siebie. Nie pomyślała wcale, że taki mężczyzna mógłby się nią zainteresować, ale rozkoszowała się perspektywą przejrzenia skarbca w poszukiwaniu odpowiedniego klejnotu dla niego. Connie była dumna z tego, że potrafiła w mig ocenić pozycję finansową każdego, a ten mężczyzna, na jej oko, był bardzo bogaty. Nagi, ociekający wodą po wyjściu spod prysznica, też emanowałby tą aurą bogactwa. Kiedy stanął w otwartych drzwiach sklepu, Connie uśmiech nęła się na samą myśl o wizji tego pięknego mężczyzny nagiego i mokrego. Opanowując się, spojrzała przez gabloty wypełnione biżuterią na Kaylę i z przerażeniem stwierdziła, że ta gapi się na mężczyznę z takim samym wyrazem twarzy, który prawdopo dobnie miała Connie. Miała ochotę krzyknąć do niej: „O nie! Nie wolno ci! Ten jest mój!". Mężczyźni tacy jak ten, znający etykietę i maniery, byli dla niej wynagrodzeniem za trud użerania się z turystami, którzy chcieli tylko popatrzeć, „gdzie robił zakupy Brad Pitt", z prymitywnymi gwiazdami rocka i próżnymi aktorzynami z drugiej ligi, którzy chcieli całemu światu oznajmić, że kupują biżuterię u Wrightsmana. Mężczyzna wszedł do środka i zdjął ciemne okulary. Kiedy już jego oczy przywykły do światła wewnątrz sklepu, spojrzał na Connie i uśmiechnął się. Tak, pomyślała, chodź do mnie. Ale w następnej sekundzie odwrócił głowę i zobaczył Kaylę, i to do niej zaczął podchodzić. Connie musiała schować się za kontuarem, żeby ukryć gniew. Zanim pan Wrightsman ją zatrudnił, rozrzucił przed nią na aksamitnej tacy garść diamentów i usiadł w milczeniu na przeciwko, spoglądając na nią. Nie powiedział jej, co chce, żeby z nimi zrobiła. Poukładała według rozmiaru? Przejrzystości? Connie zdobyła doświadczenie, pracując w sześciu sklepach i dwóch domach handlowych, zanim ośmieliła się starać o posa dę w tak prestiżowym miejscu, jak sklep jubilerski pana Wright smana. Bez wahania wybrała jeden diament spośród wszystkich i to z tych mniejszych. Nie miała szkła powiększającego, więc nie dostrzegła żadnych skaz, ale kolorystycznie kamień wydał jej się idealny. Położyła diament poza aksamitną tacą i spojrzała na star szego mężczyznę. W kąciku jego ust pojawił się ledwie zauwa żalny uśmiech. - W poniedziałek, o dziewiątej rano - powiedział i wrócił spojrzeniem do księgi rachunkowej leżącej przed nim na biur ku, sygnalizując w ten sposób koniec rozmowy kwalifikacyjnej. W ciągu ostatnich sześciu lat Connie wprowadziła stary rodzinny biznes w dwudziesty pierwszy wiek. Zainstalowała system komputerowy, stworzyła stronę internetową, zorganizo wała bardzo rozsądną i subtelną kampanię reklamową i dwu- Jude Deveraux 9 Teraz... i na zawsze Jude Deveraux 8 Teraz... i na zawsze Connie podniosła wzrok, by spojrzeć na mężczyznę i kiedy ich oczy się spotkały, on uśmiechnął się delikatnie i uwodziciel sko, tak, że miała ochotę pobiec do skarbca i wyciągnąć z niego prawdziwie cenne klejnoty. Może spodobałoby mu się jajo Faberge, albo dwa? Ale Connie miała zasady i wiedziała, co jest złe. Mężczyzna był piękny, ale to złodziej. Z sercem podchodzącym do gardła odwzajemniła uśmiech, jednocześnie sięgając pod kontuar i na ciskając przycisk cichego alarmu. W ciągu sześciu lat zrobiła to tylko jeden raz. Kayla zauważyła, jak Connie włącza alarm, i spojrzała na współpracownicę z niedowierzaniem. Odwracając głowę od mężczyzny, Connie rzuciła Kayli wymowne spojrzenie, każące jej zachować ciszę. Po naciśnięciu przycisku przez około pięć sekund panowała cisza, a dopiero potem rozpętało się piekło. Na zewnątrz zawyły syreny, a ciężkie żelazne rygle zaczęły zamykać od zewnątrz front sklepu. Przez chwilę serce Connie przestało bić. Nie mogła oderwać oczu od mężczyzny, a wewnątrz toczyła walkę z samą sobą, by nie krzyknąć do niego, żeby uciekał, próbował się jakoś rato wać. Gdyby zbił okno... gdyby jeszcze teraz pchnął drzwi... Ale nie, szyby miały specjalne wzmocnienia, a drzwi już by się nie otworzyły z powodu kraty. Jej rozmyślania przerwała Kayla, która uniosła się spod kontuaru. - Ty zawistna, złośliwa zdziro! - krzyczała. - Nie potrafiłaś znieść tego, że podszedł do mnie, a nie do ciebie. Zaszokowana Connie nie mogła wydobyć głosu. Przecież nie włączyła alarmu z zazdrości. - Spokojnie, maleńka - powiedział mężczyzna do Kayli swoim łagodnym głosem, a potem wziął ją za rękę i złożył pocałunek na jej dłoni. Connie odwróciła wzrok, a w następnej sekundzie przed krotnie udaremniła plany ucieczki z utargiem sklepowym naj młodszego syna pana Wrightsmana. Jej życie było prawie idealne, dopóki pan Wrightsman, z ja kichś niewyjaśnionych przyczyn, nie zatrudnił kobiety, której jedynymi atutami były gęste włosy i duży biust. Teraz Connie obserwowała mężczyznę, który pochylił się nad gablotą przed Kaylą. Kiedy ta wystawiła przed nim coś, co Connie nazywała „turystyczną tacką", usłyszała, jak mężczyz na wybucha śmiechem. Jego głos był jedwabiście gładki, niski i głęboki, i sprawił, że Connie na chwilę zamknęła oczy. A kiedy to zrobiła, upuściła na podłogę tacę z pierścionkami. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Przeklinając Kaylę i pana Wrightsmana za to, że ją zatrudnił, uklękła na podłodze, by pozbierać pierścionki warte dwadzieścia tysięcy dolarów. Jeden wpadł pod gablotę, więc Connie musiała się schylić jeszcze niżej, żeby go znaleźć. A kiedy go wyciągnęła, spojrzała przez szybę gabloty w samą porę, żeby zobaczyć, jak mężczyz na wsuwa do kieszeni spodni naszyjnik z rubinów i brylantów. Connie była tak zaszokowana, że aż usiadła na piętach i gapi ła się przez gablotę oniemiała. Chyba coś jej się przywidziało. Z pewnością to nieprawda, pomyślała. Powoli wstała, a potem, starając się nie patrzeć na niego, jeszcze wolniej podeszła do miejsca, gdzie stali Kayla i mężczyzna. Nie może sobie pozwo lić na to, żeby rozkojarzyło ją seksowne spojrzenie jego oczu. Kiedy Connie zbierała pierścionki, Kayla zrobiła to, czego pod żadnym pozorem nie powinna była uczynić: wystawiła na kontuar masę różnych klejnotów. Mówiono jej, żeby pokazy wała tylko po jednej rzeczy, aby ani na chwilę nie tracić kosztowności z pola widzenia. Connie zajęło trzy sekundy zorientowanie się, że w gablocie stoi puste pudełko po naszyjniku carycy Rosji, i że w stercie biżuterii na kontuarze też go nie ma. Nieświadoma tego, co przed chwilą zrobił mężczyzna, Kayla pochylała się, wyciąga jąc kolejne trzy tacki z biżuterią z samego dna gabloty. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |