[ Pobierz całość w formacie PDF ]Dawno stracona miłość
Rzeczy Syriusza zawsze były dla niego jakąś swoistą świętością. Już w Hogwarcie starł się w nich nie grzebać. Chyba, że pojawiła się jakaś wyższa potrzeba, a nawet wówczas starał się wpierw uzyskać zgodę.
Jednak stojąc teraz przed drzwiami jego pokoju na Grimmauld Place 12 wiedział, że już nigdy nie zdoła go zapytać o zgodę. Mimo wszystko miał przeczucie, że Łapa nie miał by nic przeciwko temu. Nie w takiej sytuacji.
Nacisnął klamkę i wszedł do środka. Drzwi nie były zamknięte na klucz, nie wyczuł także żadnego zaklęcia.
A nawet jeśli było pomyślał gorzko przestało już działać.
Rozejrzał się po pokoju Syriusza, bojąc się zakłócić ciszę i względny porządek.
Przez te lata spędzone w Hogwarcie wiedział, że pojęcie „porządek” było dla Syriusza elastyczne.
Pościel walała się w nieładzie po całym łóżku, kilka koszul leżało zwiniętych na krześle, w kącie zauważył kilka skarpetek, każda innego koloru.
Na nocnym stoliku leżała, grzbietem do góry, otwarta powieść Agaty Christie „Dlaczego nie Evans?”. Do końca powieści zostało Łapie jedynie kilkanaście stron. Remus był pewien, że przeczytałby to w mniej niż w kwadrans.
Syriusz zawsze szybko czytał, zwłaszcza jeśli były to kryminały Christie.
Próbował powstrzymać lawinie wspomnień z Hogwartu, kiedy to James próbował zabierać mu jej książki. Rzadko kiedy mu się to udawało.
Westchnął ciężko, odkładając książkę tak, jak leżała przedtem. Później zastanowi się co z nią zrobić.
Postanowił najpierw rozprawić się z porządkiem pościelą i ubraniami. Kilka minut i machnięć później pokój wyglądał tak, jakby przed chwilą była tutaj Molly Weasley. Prawie.
Łóżko było pościelone i przykryte szkarłatnym kocem, a ubrania przeniesione do szafy. Stwierdził z Dumbledorem, że najpierw zabierze jego prywatne rzeczy w razie gdyby okazało się, że Harry jednak nie przejął domu.
Usłyszał jak Tonks, Kingsley i Moddy rozmawiają w salonie. Wiadomo było, że z Zakonu tylko on nadawał się do tego, by zabrać rzeczy Syriusza. Nie chcieli jednak ryzykować, że będąc sam w tym ponurym domu, znajdą do śmierciożercy. We czwórkę mieli większe szanse.
W szafce przy łóżku znalazł Eliksir na Bezsenny Sen, dwie czekoladowy żaby, zakładkę do książki i zdjęcie ich rocznika. Usiadł na podłodze, opierając się plecami o łóżko.
No tak, każdy je dostał. W samym środku siedziała McGonagall, po jej prawej stronie Lily i Alice, a po lewej jakieś dwie inne dziewczyny, których imiona już dawno zapomniał. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Ta obok Minerwy to Debra. Tak, Debra. Syriusz chodził z nią w czwartej klasie przez dwa miesiące. A ta druga to chyba Andrea. Nie, Annette!
Oni stali za nimi. Syriusz, James, on i Peter.
Dopiero patrząc na to zdjęcie uświadomił sobie, że jest ostatnim Huncwutem. Łapa i Rogacz nie żyli, a miał nadzieję, że Gilzdogon wkrótce też zejdzie z tego świata.
Wstał z podłogi, trąc oczy. Ostatniej rzeczy jakiej teraz potrzebował były łzy.
Włożył zakładkę do książki i, podobnie jak wszystko inne, co znalazł w szafce, schował do torby.
Teraz najtrudniejsze. Biurko.
Usiadł na krześle, wpatrując się kilka minut w blat. Musiał to zrobić.
Jak nie on to kto?
Zgarnął pergaminy, sprawdził, czy kałamarz jest dobrze zamknięty i wrzucił to wraz z dwoma piórami do torby. Otworzył machinalnie pierwszą szufladę i przejrzał jej zawartość. Nic osobistego, jedynie zapasowe materiały do pisania. W drugiej były listy od Harry’ego. Włożył je ostrożnie do wewnętrznej kieszeni marynarki. To należało oddać chłopakowi jak najszybciej.
W ostatniej szufladzie znalazł album ze zdjęciami i stary notes.
Obejrzę go później obiecał sobie, wiedząc, że jeśli zrobiłby to teraz, „szybkie” zebranie rzeczy Łapy skończyłoby się dopiero kilka godzin później.
Przekartkował notes. Niedbałe zapiski dotyczyły jakiś starych wydarzeń, jakby przypominał sobie jakieś wspomnienia i próbował je odtworzyć poprzez zapisywanie ich.
Wkładał właśnie notes i album do torby, gdy jakaś koperta wysunęła się spomiędzy zdjęć. Podniósł ją, dostrzegając, że pergamin był wyraźnie pognieciony i pożółkły, jak gdyby miał już kilka lat.
Podniósł ją i obrócił kilka razy w dłoniach. Nie było ani nadawcy, ani adresata. Jeśli jednak Syriusz trzymał ją, musiała mieć jakieś znaczenie.
Usiadł na łóżku i otworzył kopertę. Wyjął zapisaną kartkę i rzucił na nią wzrokiem.
Znów na nią spojrzał. I po raz kolejny.
Nie wierzył.
Pismo niezaprzeczalnie należało do Syriusza. Nie były to jednak bazgroły jego przyjaciela po Azakabanie. Kilkanaście lat nic nie pisał, jego pismo zmieniło się dość drastycznie.
Pergamin był zapisany jednak równym pismem, tym które tak dobrze zapamiętał z Hogwartu. Musiał to więc napisać w czasie, lub zaraz po zakończeniu szkoły.
Jednak i tak najbardziej wstrząsnęła go treść listu.
„Nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknie za twoim spojrzeniem. Zawsze jak na mnie patrzysz, mam wrażenie, że zaraz utonę w tym błękicie”.
Ten list był... miłosny.
Remus nie wierzył. Nigdy nie myślał, że Syriusz kiedykolwiek napisze list miłosny.
A tym bardziej nie wierzył w to, że znalazł dziewczynę, która sprawiła, że to zrobił.
***
Zawsze lubiłam Hiszpanię i Hiszpanów. Próbowałam robić wszystko by być bliżej nich.
Nawet polubiłam wino z colą.
Nigdy nie piłam dużo. W towarzystwie jednak wypadało.
Ukryłam się na piętrze, na balkonie. Wpatrywałam się w gwiazdy. Przypominały mi Hogwart. Zawsze będą przypominać.
Gdy usłyszałam kroki na piętro miałam nadzieję, że to nie ty. A nawet jeśli to byłbyś ty, to żebyś mnie nie zauważył.
Nie chciałam wtedy z tobą rozmawiać. Z nikim nie chciałam.
Jednak podszedłeś. Stanąłeś obok mnie i podobnie jak ja patrzyłeś się w gwiazdy. Po chwili spojrzałeś na mnie. Czekałeś aż odwrócę głowę.
Dopiłam drinka i spojrzałam na ciebie.
Przez chwilę przyglądałeś mi się uważnie. W końcu uśmiechnąłeś się i po raz pierwszy, i ostatni tego wieczoru, odezwałeś się do mnie. Nie spodziewałeś się chyba mojej odpowiedzi. Nie takiej.
- Czy my się przypadkiem nie znamy?
- Egoistyczny padalec.
***
Przesłodził herbatę, ale nie przejmował się tym. Po raz kolejny czytał list Syriusza.
Ewidentnie był do dziewczyny. Jednak ani razu nie wspomniał jej imienia. Pisał coś o niebieskich oczach i jasnych, blond włosach. Musiała też być w podobnym wieku, bo wspominał o Wojnie.
Postanowił ją odnaleźć. Pierwszym powodem był zwykła ciekawość. Gdy byli Hogwarcie znał dziewczyny Syriusza. Dopiero gdy poszli na swoje Łapa stał się w tym temacie trochę tajemniczy. Nie zawsze wiedział czy z kimś się spotyka. Pamiętał jednak, że przez pewien czas chodził rozanielony.
I o ile pamięć go nie zawodziła mniej więcej w tym czasie był na kilku randkach z Hestią Jones.
Jeszcze raz przejrzał list przyjaciela. Niewątpliwie Hestia miała niebieskie oczy. I kiedyś była blondynką.
Postanowił złożyć jej wizytę następnego dnia.
***
Ignorowałam pierwszy dzwonek do drzwi. I drugi.
Ignorowałam ciebie. Wiedziałam, że to ty. Zawsze wiedziałam.
W końcu słyszę twój głos.
- Otwórz.
Odłożyłam wtedy książkę. Wiedziałam, że jeśli ci nie otworzę, użyjesz różdżki.
Zrobisz wszystko by wejść.
Uchyliłam drzwi tylko na tyle, by widzieć twoją twarz.
Twoje oczy.
Ty jednak zdecydowanie, ale delikatnie, otwierasz szerzej drzwi. Opuściłam wzrok. Nie chciałam patrzeć na ciebie.
Podnosisz jednak moją głowę. Zmuszasz mnie bym na ciebie spojrzała.
I wtedy mnie całujesz. A ja odsuwam się od ciebie.
- Nie.
- Co?
- To się nie uda – mówię.
- Czemu?
- To nie tak ma być.
***
- Ja i Syriusz Black? Raczysz żartować Remusie.
Hestia postawiła przed nim szklankę z sokiem dyniowym i kawałek ciasta.
- Kiedyś się z nim spotykałaś – odpowiedział spokojnie, upijając łyk napoju. Wziął do ręki widelczyk i okroił kawałek sernika.
- Owszem, ale to było tylko kilka randek... – na chwilę zamilkła, skubiąc końcówkę warkocza. – Ale to nigdy nie było nic na poważnie. Sam wiesz, jaki był wtedy Syriusz.
- Wiem. I to mi się kłóci z tym – powiedział, podając jej kopertę.
Kobieta wyjęła list i z zaciekawieniem zaczęła czytać. Gdy skończyła, wpatrywała się jeszcze przez chwilę w pergamin ze zdumieniem
- Chcesz powiedzieć, że to napisał Syriusz? – zapytała, a gdy przytaknął, upewniła się jeszcze. – Ten Syriusz Black? Ten sam wariat z motocyklem, który trzymał różdżkę zawsze w tylnej kieszeni spodni? Merlinie, nie wierzę!
- Ja też na początku nie wierzyłem – odpowiedział Lunatyk, odkładając widelczyk na pusty już talerz. – Ale to niezaprzeczalnie pismo Łapy. Poza tym miał go w swoich rzeczach.
- No cóż, tak czy inaczej, na pewno nie pisał go o mnie – zaczęła, jeszcze raz przeglądając list. – Nie chodzi mi tylko o to, że nie było to nic na poważnie.
- Nie?
- No nie. Po pierwsze, ufarbowałam włosy na blond dopiero jak upadł Sam – Wiesz - Kto. W szkole, i zaraz po jej ukończeniu miałam swój naturalny, nudny brąz. Po drugie, na pewno nie pisałby do mnie żadnych listów miłosnych. Uważam to za bzdury. Byłam pewna, że on też, ale jak widać myliłam się.
Osunął się trochę na krześle. Znów znalazł się w punkcie wyjścia.
- Masz może w takim razie pomysł, do kogo mógł go napisać?
Hestia jeszcze raz przeczytała list, a gdy go skończyła, spojrzała za okno. Odezwała się dopiero po chwili.
- Jedyna blondynka o niebieskich oczach, jaka mi przychodzi na myśl to Emelina Vance. O ile się nie mylę, uwielbia takie sprawy. No wiesz, listy miłosne, kwiaty i inne dyrdymały.
W ostatniej chwili powstrzymał się od walnięciem ręką w czoło. Zamiast tego zerwał się z krzesła i rzucił
- Czemu nie pomyślałem od razu o niej? Mogę skorzystać z twojego kominka?
Jones wzruszyła ramionami i podała mu kopertę z listem.
Po chwili już go nie było.
***
Niebo i pole zlewa się w jedno. Nie wiem gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Dmuchawce unoszą się u powietrzu. Odwracam się w twoją stronę, przysłaniając dłonią oczy. Oślepiasz mnie ty, czy słońce?
Zmierzasz w moją stronę z uśmiechem. Obejmujesz mnie, podnosisz i świat zaczyna wirować.
- Masz oczy jak niebo – mówisz, a ja nie wiem, czy niebieskie czy zielone.
Uśmiecham się i całuję cię.
- Obiecaj mi, że przeżyjemy tą wojnę – opiera głowę o moje czoło.
- Obiecuję – szepczę, wiedząc, że dotrzymam tej obietnicy. Oboje dotrzymamy.
Świat wiruje.
A my stoimy w miejscu.
***
- Jeszcze raz cię przepraszam Emmeline, ale naprawdę zależy mi na tej rozmowie.
- Nic nie szkodzi – odparła ze śmiechem, poprawiając ręcznik na głowie.
Gdy wpadł przez kominek, była akurat pod prysznicem. Wyskoczyła jedynie z ręcznikiem zawiniętym wokół ciała i różdżką w pogotowiu. Gdy zobaczyła, że to tylko on, niegroźny Remus Lupin, wróciła do łazienki. Przyszła z powrotem kilka minut później, już ubrana, jedynie z turbanem z ręcznika na głowie.
Postawiła przed nim kubek z herbatą i cukiernicę. Zaczekała aż posłodzi i sama wsypała trzy łyżeczki do swojej kawy.
- O co chodzi? Mówiłeś, że to ważne.
- No tak – zaczął powoli. – Chciałbym wiedzieć, co łączyło ciebie i Syriusza.
Emmeline patrzyła na niego przez chwilę nieobecnym wzrokiem. Gdy w końcu się odezwała, jej głos był ostry:
- To, co nas łączyło, nie powinno cię obchodzić.
- Źle mnie zrozumiałaś – zaczął szybko, wyciągając kopertę z kieszeni – Znalazłem to w rzeczach Syriusza. Nie wiem co o tym sądzić.
Vance wzięła list do ręki i szybko przeczytała. Wstrzymała na chwilę oddech, wpatrując się w pergamin
- Merlinie, jest wiele blondynek – szepnęła do siebie, jednak nie na tyle cicho, by Lupin nie usłyszał tego.
- Słucham?
- Jest wiele blondynek. Nie sądzę, by moje zdanie coś w tym zmieniło – powiedziała spokojnie, ale Remus zauważył, że Emmeline nadal wygląda na zaniepokojoną.
- Każda wskazówka może się przydać – podsunął delikatnie, mają nadzieję, że to zmusi ją do mówienia.
- Oh, no dobrze. Powiem – odetchnęła z ulgą. Usiadła wygodniej na krześle i zaczęła mówić.
- Kiedyś spotkałam Syriusza na Pokątnej, jakoś rok przed zakończeniem pierwszej wojny, jeszcze Potterowie żyli. Minął mnie bez słowa, wyglądał jakby gdzieś się śpieszył. Wracałam później do Dziurawego. Chciałam iść na skróty, ale w jakiejś uliczce spotkałam właśnie Syriusza. Kłócił się z jakąś blondynką. Znaczy on mówił głośno, ona cicho. Nie widziałam jej twarzy, stała do mnie tyłem. Ale to chyba była Narcyza.
- Narcyza? – powtórzył Remus, patrząc na nią z niedowierzaniem. – Narcyza Malfoy? Jesteś pewna?
- Nie do końca. Nie widziałam jej twarzy, ani nie słyszałam głosu. To była wysoka blondynka, nie wiem jakiej figury, bo miała grubą szatę. To był chyba początek listopada. Ale nie, wydaje mi się, że to była Narcyza.
- Pamiętasz co mówił Syriusz? – zapytał, siląc się na spokój. Mógł zrozumieć wiele, ale to chyba było ponad jego wyrozumiałość dla „wybranek” serca przyjaciela.
- Jeśli się nie mylę, mówił coś o wyjeździe gdzieś daleko. Tam, gdzie nikt ich by nie znalazł. I o porzuceniu męża. I dziecka.
***
Pamiętam swoje łzy pod powiekami. Pamiętam też twoje oczy. Pełne bólu i żalu, bo sam wiesz jak to wszystko się skończy.
- Nie mogę tego zrobić – mówiłam wtedy cicho, sama nie pamiętam czemu.
- Możesz. Tylko musisz chcieć – twój głos jest za to donośny.
- A skąd masz pewność, że chcę? – pytam, patrząc ci w oczy. Chwytasz mnie za dłoń.
- Zniosę wszystko. Prócz kłamstwa.
- To nie jest kłamstwo. Nie mogę tego zrobić. Ani nie chcę. Uwierz.
- Boisz się o syna, prawda? – nagle zaczynasz mówić cicho. Twoja twarz jest zaraz przy mojej.
- Nie boję się o niego. On nic mu nie zrobi.
- Więc odejdź od niego! – znów ten donośny głos. Oddalasz się, teraz widzę całą twoją twarz, dokładnie – Zostaw go, odejdź z synem. Damy sobie radę. Możemy wyjechać.
- Czy ty nic nie rozumiesz? – mówię wyraźnie, ale nadal cicho. Nie chcę, by ktoś nas zobaczył czy usłyszał – Kocham ich. A oni mnie. Nie odejdę od nich, tylko po to, żeby zaspokoić twoją zachciankę.
- To nie jest moja zachcianka! Kocham cię i tylko to się liczy, do cholery!
- Dzisiaj mnie kochasz. Jutro może też. A za tydzień, za miesiąc?
- Kochałem cię od zawsze. Tylko zdałem sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy cię straciłem.
Milczę. Ty też. Odwracam wzrok na chwilę, wyciągam swoją dłoń z twojej tylko po to, by położyć ci je na twarzy. Całuję cię delikatnie, na pożegnanie. Odchodzę, na zawsze, a przed tym szepczę:
- Będziesz mą dawno straconą miłością. I nic ani nikt tego nie zmieni, najdroższy.
***
Słowa Emmeline wciąż kołatały mu się w głowie
„Jest wiele blondynek.”
W to akurat nie mógł wątpić. Pamiętał, jeszcze z Hogwartu, że średnio co trzecia dziewczyna Syriusza była blondynką. Nie mógł jednak uwierzyć, że adresatką listu Łapy miałaby być Narcyza Malfoy.
Nienawidził całej swojej rodziny. Może z wyjątkiem Andromedy, ale nie miał z nią kontaktu.
Nie znał Narcyzy. Wiedział o niej sporo, ale nigdy z nią nie rozmawiał. Nie wiedział jaka była żona Lucjusza naprawdę, bez maski. Może Syriusz poznał ją taką, jaką mogłaby być?
Potrząsnął szybko głową, próbując pozbyć się tej myśli z głowy. Nie, Łapa nigdy nie wdałby by się w romans z Narcyzą Malfoy.
Jeszcze raz przeczytał list, choć i tak znał go prawie na pamięć.
Owszem, Narcyza była blondynką i miała niebieskie oczy. Jednak coś w tym liście nie pasowało mu. Wydawało mu się, że żona Lucjusza była realistką, że twardo stąpała po ziemi.
A adresatka listu była marzycielką. Bezsprzecznie.
Zatem szukał marzycielki - blondynki o niebieskich oczach. Zakres poszukiwań zmniejszył się jedynie do jakiejś setki dziewczyn które kojarzyły mu się z przyjacielem.
Do głowy wpadła mu nagle pewna osoba.
Remus daj spokój pomyślał, próbując wygonić tą myśl z głowy.
To nie może być ona.
Pamiętał przecież dobrze tamten wieczór, gdy w jej oczach wyraźnie widział nienawiść. Nie to nie mogła być ona.
Ale w końcu to był Syriusz. Z nim nigdy nic nie wiadomo.
Założył marynarkę, wsunął list do kieszeni, rzucił kilka funtów na stolik i wyszedł z kawiarni.
To będzie ostatnia próba.
Później spali ten list.
***
Gwiazdy rozsypane po niebie wskazują mi drogę. Ciszę zakłóca tylko twój motor.
Jedziesz za mną i nawet nie domyślasz się, czemu taka jestem.
Słyszę jak wyłączasz silnik i próbujesz mnie dogonić.
- O co ci chodzi? – łapiesz mnie za ramię i odwracasz w swoją stronę. Dziwią cię moje łzy. - Wszystko w porządku?
- Nie – Wyrywam ci się i odchodzę kilka kroków w tył.
- Co się dzieje? –Zbliżasz się. Próbujesz spojrzeć mi w oczy.
- Czy widzisz różnicę między ukrywaniem związku a zwykłą podłością? – pytam cię, choć to i tak bez sensu. Znam twoją odpowiedź.
- To chyba oczywiste.
- Więc dlaczego, na Merlina, jesteś podły dla mnie? Powiedź mi, dlaczego? – czuję, że tracę nad sobą kontrolę.
- O co ci chodzi? Znów coś zrobiłem?
- Nie – mówię z ironią, próbując się uspokoić. – Tylko śmiejesz się ze mnie bezlitośnie. W jednej chwili jestem dla ciebie niczym, a w następnej najchętniej rzuciłbyś Evanesco na moje ubranie.
- Sama chciałaś to ukrywać – mówisz cicho. Zaczynasz być zły.
- Chciałam. Ale nie myślałam, że wśród innych będziesz mnie miał za jakąś... Ślizgonkę.
- Nie mów tak! – Znów łapiesz mnie za ramię i przyciągasz mocno do siebie. – Nigdy, nawet przez sekundę, tak o tobie nie myślałem. Chcesz usłyszeć co do ciebie czuję? Kocham cię. To nie wystarczy?
Wpatruję się w twoje oczy. Próbuję zobaczyć, czy kłamiesz.
- Wystarczało mi. Ale nie chcę już kłamać.
- Chcesz powiedzieć innym? – Uścisk twojej dłoni na mojej ręce jest coraz lżejszy.
- O czym? – Odsuwam się ponownie. Próbuję nie płakać.
- O czym ty mówisz? – Widzę strach w twoich oczach.
- To koniec – mówię. Później odwracam się i odchodzę. Silnik twojego motoru milczy.
Trzask teleportacji i jestem w domu.
Sama.
***
Wszedł do sali najciszej jak potrafił. Minął łóżka innych i wszedł za parawan.
Nie zmienili się od świąt. Nic a nic.
Usiadł obok jej łóżka i uśmiechnął się do niej.
- Witaj Alice.
Podnosiła głowę i popatrzyła na niego. Wiedział, że tak będzie.
- Pamiętasz mnie?
Frank odwrócił się na łóżku w drugą stronę i przykrył dokładniej kołdrą.
Remus przysunął krzesło bliżej łóżka. Alice nawet nie drgnęła. Nie spuszczała z niego wzroku.
- A pamiętasz Syriusza?
Mrugnięcie.
- Był z nami na roczniku. Był moim przyjacielem. Tak jak James Potter. Ty trzymałaś się z Lily.
Nic.
- Później skończyliśmy szkołę. Zaczęła się Wojna i wszystko się posypało. James i Lily zginęli, Syriusz zniknął, Peter też. Okazał się zdrajcą, wiesz? To przez nich całe moje życie runęło. Później jeszcze ty i Frank. Przez dwanaście lat żyłem jak we śnie. Później objąłem posadę w Hogwarcie. Poznałem syna Potterów, Harry’ego. I twojego syna , Neville’a.
Mrugnięcie.
- To wtedy Syriusz uciekł z Azakabanu. Spotkałem go w czerwcu, prawie rok po ucieczce. Powiedział mi wszystko, poznałem prawdę o nim, o Jamesie i Lily i o Peterze. Wybaczyłem mu.
Rozejrzał się wokół. Żadnego uzdrowiciela nie było, a pacjenci i tak nie mogli by wyjawić tego, co usłyszą.
- Rok później Voldemort powrócił. Harry przy tym był. Reaktywowaliśmy Zakon Feniksa. Musieliśmy walczyć. I robiliśmy to. Wszyscy poza Syriuszem. Nie mógł wyjść, nadal był poszukiwany. Nie mógł sobie darować, że wszyscy walczą, zostają ranni, a on siedzi w Kwaterze Głównej. W końcu Voldemort złapał w pułapkę Harry’ego. Zresztą nie tylko jego. Jego przyjaciół też. W tym Neville’a.
Mrugnięcie.
- Syriusz walczył z Bellatriks Lestrange. Wpadł za Zasłonę Śmierci – Głos mu się załamał. Musiał to jednak powiedzieć. – Zginął.
Zamknęła oczy na kilka sekund. Gdy w końcu je otworzyła byłe puste. Tak jak na początku rozmowy. Wciąż patrzyła na niego.
- Musiałem zabrać jego rzeczy z Kwatery. Wśród nich znalazłem to – Wyjął list z kieszeni. Alice popatrzyła na kopertę. Później znów na Remusa.
- To list Syriusza dla jakiejś dziewczyny. Wspomina w nim o mnóstwie rzeczy. O świecie po Wojnie. O miłości. I o... tobie.
Mrugnięcie.
- Pisał, że miałaś jasne włosy. Teraz tego może nie widać, ale ja pamiętam. I to dobrze. I o błękitnych oczach. I o marzeniach. To o tobie, prawda?
Mrugnięcie.
- Kochał cię. Naprawdę. Jeśli trzymał ten list, jeśli zdobył się na to, by go napisać to po prostu musiał cię kochać. Nie mówię tego, bo tak myślę. Znałem go na tyle, by powiedzieć, że to wiem. Na pewno.
Zatrzymała wzrok na kilka sekund na kopercie, którą nadal trzymał w dłoni. Później znów patrzyła na niego.
- Co z tym zrobię? Schowam gdzieś głęboko. To wszystko co mogę zrobić dla waszej miłości.
Wyciągnęła w jego stronę zaciśniętą pięść. Po chwili otworzyła ją i podała mu papierek od gumy do żucia Drooblesa.
Uśmiechnął się do niej i schował go do kieszeni.
- Dziękuje Alice.
***
Przeżyliśmy Wojnę.
Osobno.
Może to był jedyny sposób?
Koniec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plpsdtutoriale.xlx.pl