Danu3 - Myśli o Ojcu, Harry Potter, Fanfiction
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Myśli o Ojcu 9/9 [T]
Tytuł oryginalny: Thoughts about a Father http://www.fanfiction.net/s/2450219/1/ Autor: Danu3, zgoda jest - wszystko legalnie Tłumaczenie popełniła: Rysiaczek Beta:Aevenien
Rozdział 1
- Snape! Musimy porozmawiać - Remus Lupin stanął naprzeciw czarnowłosego mężczyzny, starając się wyglądać na o wiele bardziej pewnego, niż czuł się w rzeczywistości. Niestety, stojący przed nim Mistrz Eliksirów od razu wyczuł niepewność rozmówcy. - Lupin. Powinieneś wiedzieć, że nie mam zwyczaju marnować mojego cennego czasu na rozmowy z wilkołakami - odparł, a jego głos był niebezpiecznie niski. - Chciałem ci tylko coś przekazać. Zostało zaczarowane, by pojawić się u mnie właśnie dziś i jestem zobowiązany ci to oddać. Od niej - dodał, wyciągając ku niemu list. - Od kogo, Lupin? - warknął Snape, zabierając kopertę. - Lily. Pachnie nią. Wciąż pamiętam… jej zapach. Taki piękny… radosny. W każdym bądź razie, miałem ci to przekazać. Miłego dnia - dodał na pożegnanie i oddalił się. Snape posłał za nim spojrzenie pełne pogardy, po czym zerknął na trzymany w ręce list i również poszedł w swoją stronę.
~O-O~
- Chłopcze! Czy ty nawet gotować nie potrafisz? - warknął Vernon Dursley, waląc pięścią w stół. Harry przewrócił oczami i odwrócił się w stronę wuja by nałożyć mu więcej bekonu na talerz. Z pewnością lepiej od ciebie. - Przepraszam, wujku - westchnął, kładąc talerz naprzeciwko Dursleya. - Idiota. Myślisz, że nie widzę jakim tonem się do mnie zwracasz? Ja ci pokażę! Pokażesz mi co? Jak dużo bekonu potrafisz wepchnąć na raz w swoje obleśne usta? Myśl ta wydawała się uzasadniona, kiedy mężczyzna zaczął dosłownie wchłaniać w siebie kolejne kawałki bekonu, jednocześnie krzycząc na Harry’ego, po czym przełknął wszystko na raz, nieomal się przy tym dusząc. Harry westchnął, zabierając talerz z powrotem. Wydajesz biliony funtów rocznie. Dlaczego nie możesz kupić głupiej zmywarki do naczyń? No tak, przecież wtedy ja nie będę mógłbym myć naczyń. Zastanawiam się co będziesz robił, kiedy zabije mnie Voldemort. Merlinie zachowaj, jeśli choć raz zrobisz coś dla siebie. - Chłopcze! Dałeś mi za mało bekonu! Mam ci przypomnieć, czym to grozi…?- wuj Vernon zamilkł złowieszczo, nie kończąc zdania, ale uniesiona groźnie ręka jasno wyrażała jego intencje. - Przykro mi wujku, ale usmażyłem wszystko co było - odrzekł Harry, starając się nie patrzeć na wuja z nienawiścią. - Następnym razem kup więcej! - krzyknął Dursley. Uniosał rękę i uderzył Harry’ego w twarz. Chłopiec nie poruszył się - jedynie lekko się wzdrygnął. Nie mógł nic zrobić, nikt nie mógł mu pomóc. Zamknął oczy. Czuł jak okulary zjeżdżają mu z twarzy, a potem słyszał jak roztrzaskują się na podłodze. Mimo to, ręka wuja uderzała go w twarz raz po razie. Ty tłusty sukinsynu. Nienawidzę cię, chciałbym być starszy. Gdybym był rok starszy, przekląłbym cię w trzy dupy. Przekląłbym cię w całe stado dup. Odnalazłbym w księgach takie zaklęcie, które zrobiłoby z ciebie jedną wielką dupę. A gdyby mi się to nie udało, sam bym je wynalazł. Cholernie cię nienawidzę. Po kolejnych trzech uderzeniach, Harry nie był już w stanie kontrolować własnych myśli, co spowodowało, że zaczął myśleć o czymś co stłumił w sobie już dawno temu. Myśl, która prześladowała go za każdym razem, gdy pobity przez wuja zapadał w sen. Gdzie jest mój ojciec?
~O-O~
Snape szybko powrócił do swoich kwater, po czym rzucił na mieszkanie wszystkie możliwe zaklęcia ochronne. Dopiero wtedy zaczął krzyczeć, najgłośniej jak tylko mógł. Wyładowawszy całą wściekłość, spojrzał na list. To, że nie był fałszywy, nie ulegało najmniejszej wątpliwości. I nie chodziło o to, że bez trudu rozpoznawał odręczne pismo Lily. Lupin nie oddałby mu tego, gdyby nie był pewien wiarygodności listu. Wilkołak wyczuł zapach Lily, ale też charakteryzowała go obrzydliwie gryfońska uczciwość. Nawet za czasów szkolnych, Lupin nigdy nie kłamał. I nigdy nie zrobiłby niczego co mogłoby kogokolwiek zranić, ani tym bardziej nie byłby w stanie kogoś zranić. Zatem list z pewnością był prawdziwy. Od Lily. Przez chwilę wąchał list, mając nadzieję, że jeszcze raz poczuje jej zapach. Niestety, ten przywilej miał tylko Lupin. Rozerwał kopertę.
Severusie, To koniec. Dobrze wiesz dlaczego. Stałeś się Śmierciożercą. I nie ma znaczenia, że nie byłeś nim kiedy mi się oświadczyłeś. Byłeś jednym z nim, już wtedy kiedy się ze mną spotykałeś. Nigdy Ci tego nie zapomnę. Jak mogłeś? Na Merlina, znowu się rozpłakałam. Nienawidzę płakać, ani czuć się tak okropnie. Po prostu tęsknię za naszymi rozmowami. Wciąż Cię kocham, ale podejrzewam, że Ty mnie niestety nie. I że ten stan trwa już od dłuższego czasu. Tak bardzo brakuje mi naszych rozmów. Wiesz, że poślubiłam Jamesa. Tylko parę tygodni po tym, jak… zerwaliśmy. Nie, nie zdradzałam Cię z nim i nie zrobiłam Ci tego na złość. Wyszłam za niego ponieważ jest moim najlepszym przyjacielem i mnie kocha. Tak samo jak ja jego. I myślę, że mu się podobam. Ale wyszłam za niego z jeszcze jednego powodu. Byłam w ciąży, Severusie. Z Tobą. On… wygląda, a raczej wyglądał tak jak Ty. Pomijając oczy i nos, to odziedziczył po mnie. Sprawiasz, że się uśmiecham, choć nawet Cię tu nie ma. Wciąż słyszę twój głos, mówiący: “Miejmy nadzieję, że nasz potomek nie będzie miał mojego nosa, bo możemy nie doczekać się następnego pokolenia.” Zawsze kochałam Twój śmiech, choć tak rzadko mogłam go usłyszeć. Nie wygląda już jak Ty. Ale stan ten utrzyma się tylko do jego szesnastych urodzin. Do tego czasu wszystkie Twoje cechy zostaną zastąpione cechami Jamesa. Czar przestanie działaś dzisiaj, w jego szesnaste urodziny, nie od razu, ale stopniowo. Przemiana będzie dokonywać się przez następne dwa tygodnie. Kocham Cię, Severusie, chciałbym żebyśmy się do siebie odzywali. Lily
Severus Snape zadrżał. Harry Potter? Harry Potter miał być jego synem? Jasna cholera! Nie, zachowaj spokój, Severusie. Idź do Dumbledore’a. Nie, nie mów nikomu. Idź do Dumbledore’a! Bądź rozsądny, Severusie. Idź do Dumbledore’a.
~O-O~
Harry zamrugał i rozejrzał się dookoła. Ciemno. Być może była już noc. Nie, to nie noc. Ciemność spowodowana była przez to, że pomieszczenie, w którym przebywał, nie posiadało okien. I mieściło się pod schodami. To jest doprawdy śmieszne. Dlaczego do cholery, się tutaj znalazłem? Nie usmażyłem wystarczająco bekonu! Przepraszam, Boże Wszystkich Bekonów, ukarz mnie nie dając jedzenia i zamykając w ciasnym schowku na kilka dni. Chłopiec westchnął z rozpaczą i poczuł ból. Twarz. Czuł, że jest teraz napuchnięty i przeszył go lęk na myśl o spojrzeniu w lustro. Mimo wszystko mógł myśleć. Jak zawsze. Sen był dobrą alternatywą.
~O-O~
- Severusie, musisz zabrać go od tych ludzi - powiedział Dumbledore, przerywając ciężką ciszę, która zapadła po słowach, które właśnie usłyszał od swojego Mistrza Eliksirów. - Co? Ale dlaczego?! - wykrzyknął z przerażeniem Snape. - Tutaj będzie bezpieczniejszy. W Hogwarcie jest chroniony magią krwi. A wiesz przecież, że Voldemort wciąż go szuka, nawet teraz, gdy sobie tutaj spokojnie rozmawiamy. Chce pozbyć się chłopca - wyjaśnił ze znużeniem dyrektor. - Dumbledore, to, że jestem ojcem chłopca nie oznacza jeszcze, że zmieni się mój stosunek do niego. Potter jest aroganckim smarkaczem. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego - odrzekł ze złością Snape. - Porozmawiamy o tym, jak wrócisz, Severusie. I tak i tak musiałbyś go stamtąd zabrać. Właśnie miałem z tobą o tym porozmawiać. To jednak wszystko zmienia. - Będę na czas. Spodziewaj się Pottera jutro - odparł ponuro Snape, wiedząc, że i tak nie wygra z argumentami Albusa.
Rozdział 2
Harry został wypuszczony, by skorzystać z łazienki i przyrządzić śniadanie. Potem miał wypielić ogródek i później mógł liczyć na lunch. To „później” nie zostało sprecyzowane, jednak Harry był pewny, że zanim nastąpi czeka go straszna robota. Na śniadanie nie miał co liczyć. Dokonując oględzin obrażeń twarzy w łazienkowym lustrze, Harry doszedł do wniosku, że wygląda gorzej niż się czuje. Jego prawe oko było obrzmiałe i napuchnięte, widział nim niewyraźnie, mimo że miał na nosie okulary sklejone taśmą izolacyjną. Lewe nie wyglądało tak źle, choć okalał je wciąż wielki siniak. Nienawidził myśli o pokazaniu się w tym stanie światu i dziękował Merlinowi, że nikt z czarodziejskiego świata nie może go teraz zobaczyć. Był tak bardzo zły. W końcu Harry zrozumiał, że nie dostanie żadnego śniadania ani obiadu, co zmusiło go do zrobienia czegoś o czym myślał już dłuższego czasu. Radził sobie w ten sposób już wcześniej, a teraz potrzebował tego bardziej niż kiedykolwiek. Pospieszył do ogrodu i niepostrzeżenie wszedł do szopy na tyłach. Rozglądnął się pod pozorem wzięcia łopaty i szybko znalazł ukryte papierosy Dudleya. Wziął kilka, wepchnął je do kieszeniu i wyszedł. Po chwili mógł już stawić stawić czoła czekającemu go dniu. Pielenie ogródka było żmudnym zajęciem i Harry zdecydował, że powinien pomyśleć o czymś innym. Ron, Hermiona, Seamus, Neville. Jego przyjaciele. Czy miał ich wielu? Czy przyjaźniliby się z nim jeśli nie byłby Harrym Potterem? Jeśli miałby całkiem innych rodziców? Jeśli wychowałby się w całkiem innych warunkach? Jeśli miałby rodziców jak wszyscy? Może. Jednak to niczego nie zmienia i zastanawianie się nad tym nie wróci mu rodziców. Wolałby nie mieć przyjaciół a rodziców. Jednak jest jak jest. Oprócz Syriusza nie miał nikogo bliskiego na świecie. Był Remus, oczywiście. I Państwo Weasley. Wszyscy Weasleyowie. Harry postanowił do nich napisać. W końcu jakoś wydostanie się z tego piekła.
- Potter! - wuj Vernon przywołał go siebie. - Potrzebujemy kilku artykułów spożywczych. Harry’emu chciało się krzyczeć. Jednak nim zdążył cokolwiek pomyśleć dostał już pieniadze i listę zakupów. Idąc do sklepu, Harry zapalił zwędzone papierosy ukradzioną zapalniczką i zaciagnął się oddychając z ulgą. Pamiętał czasy zanim poszedł do Hogwartu. Kiedy Josie pracowała w tym małym sklepiku spożywczym. Dawała mu zawsze słodkie drożdżówki, musiała wiedzieć jak było. Oczywiście, nigdy nie powiedziała niczego. Harry był naprawde wdzięczny za te bułeczki i niechętnie akceptował fakt, że uwielbia patrzeć na nią za każdym razem, ale nigdy nie pomyślał, że była zbyt wystraszona i głupia, żeby powiedziec komuś, jak bardzo Harry był zagłodzony. Cudownie - pomyślał Harry biorąc kolejnego papierosa. Czuł się niesamowicie zrelaksowany, jego kroki stały się wolniejsze, zadziwiające jak bardzo papierosy mogą pomagać. Doszedł do sklepu, zgniótł peta o ziemię i wszedł do małego pomieszczenia. To nie był jeden z tych sklepów, gdzie Dursleyowie zwykli robić zakupy, ale oczywiście potrzebowali tylko kilku produktów.
Chleb Jajka Bekon
„Typowe, chce bekonu, oczywiście. Tłusty bydlak.” Tak naprawdę nie chciał bekonu, tylko natrzeć spuchnietą twarz Harry’ego. Szesnastolatek pochylił nisko głowę, kiedy wyszukiwał bekon, jajka i chleb i położył je na ladzie. Starsza pani, która go obsługiwała wzdrygnęła się przestraszona. „Święty Brutus. Wkurzające…” - Dzień dobry. - uśmiechnął się radośnie. Sprzedawczyni skinęła mu głową. Spojrzała w twarz chłopca i pisnęła. Harry wyszczerzył się w odpowiedzi, ale prawie natychmiast się skrzywił, to bolało. - Proszę się nie martwić. Uderzyłem się drzwiami. „Wiele razy, kiedy byłem młodszy.” - Mmmm.- odmruknęła sceptycznie staruszka. Suka. Westchnął. - Nie zawsze jest dobrze słuchać wszystkiego co mówią ludzie. Miłego dnia, życzę. - powiedział, zapłacił za zakupy i wziął torbę. Starsza pani przyglądała mu się, kiedy wychodził i zamknęła za nim delitaknie drzwi. Ośrodek Wychowawczy Świętego Brutusa dla Młodocianych Recydywistów? Co do cholery? Jest w ogóle miejsce, które się tak nazywa? Kto chciałby nazwać tak szkołę? Nie wspominając, że jeśli ktoś miałby być „młodocianym recydywistą” czemu miałby być puszczany do domu na wakacje? Ponadto, nigdy nie obraziłem nikogo czymkolwiek. Dudley znęca się nad młodszymi, przeklina i został przyłapany na kradzieży. Ja mówię „proszę” i „dziękuję”, przytrzymuję drzwi przed starszymi ludźmi i zawsze robię zadania domowe, wykluczając momenty, kiedy mój wuj zbije mnie tak, że nie jestem w stanie utrzymać pieprzonego pióra. A mimo to, wszyscy oni wierzą, że jestem recydywistą. Harry westchnął, decydując się odłożyć kolejnego papierosa, ponieważ zostało mu już tylko dziesięć. Wszedł do chłodnego pokoju i dyskretnie porównał kolor swojej skóry do Dudleya. Był o wiele bardziej opalony. Nigdy tego nie przyznawał, ale gdy pracował w ogrodzie bez koszuli, zwracał uwagę dziewczyn z sąsiedztwa. Nie był gruby, za to bardzo umięśniony, co było raczej skutkiem ciagłej pracy w ogrodzie niż gry w quidditcha. Jak o tym pomyśleć, wygląda na to, że gracze mają lepszą kondycję psychiczną, ale czemu? Wszystko co robią, to siedzenie na miotłach. Wypakował zakupy i nagle stwierdził, że nie ma co ze sobą zrobić. Nie czułby się dobrze siedząc w pobliżu wujostwa, wiedząc, że nie minęłoby dużo czasu, a naraziłby się robiąc coś nie tak. Cokolwiek, do cholery, bym zrobił. - Dud, herbaty? - spytał kuzyna. Dudley skinął głową, a Harry wziął czajnik. Z przyzwyczajenia nalewał zawsze tyle wody, żeby starczyło dla wszystkich Weasleyów. Jego ręce były zgrubiałe od ciagłej pracy, pokryte zadrapaniami i bliznami, na prawej dłoni głęboko wryły się słowa: „Nie będę opowiadać kłamstw”. Czerwona skóra sprawiała wrażenie, jakby uległ poważnym poparzeniom w dzieciństwie. Blizna rozciągająca się w poprzek dłoni, była pamiątką z walki w Departamencie Tajemnic. Nieoczekiwanie poczuł wielką gulę w gardle. Skutecznie zmuszał się, by nie myśleć o swoim ojcu chrzestnym przed 12:56, ale teraz to wspomnienie tak mocno go uderzyło. Przerażony tym, Harry wziął głeboki oddech i zajął się na powrót robieniem herbaty. Harry wlał herbatę do dzbanka, pozostawił do zaparzenia i właśnie miał położyć go na kuchennym stole, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi. Przewrócił oczami. Otworzę. Oczywiście, choćby nawet nie chciał, nie miał wyboru. Już dawno zdążył się do tego przyzwyczaić. Tym bardziej się zdziwił, gdy to ciotka Petunia poszła otworzyć. A jeszcze większą niespodzianką było, gdy wydyszała. - Ty chłopcze… Idź zrobić herbatę. - Harry wzruszył ramionami. - Dobrze - Poszedł do kuchni. Nic wielkiego. Ja tylko robię herbatę. Wydaje mi się, że zrobiłem już dosyć, muszę tylko przelać to wszystko do dużego dzbanka. To było o wiele łatwiejsze niż magia. Westchnął, robił tak, ponieważ był to mugolski zwyczaj. Wziął dzbanek, odrócił się i prawie go upuścił. Ostatni człowiek, którego teraz chciał zobaczyć, jego znienawidzony profesor eliksirów, stał tuż przed nim. Harry odruchowo złapał dzbanek. - P-Profesorze - wydusił, położył dzbanek z herbatą na stole i wyciągnął filiżanki. - Cukier, mleko, śmietanka? Jąkam się? Dlaczego do cholery mówię takie głupoty? To nie w porządku. To wszystko jest nie w porządku. Dlaczego, do cholery Snape jest tutaj? Dobrze, że pamietałem żeby schylić głowę, nie widział jeszcze mojej twarzy. - Jestem tu, aby cię zabrać, Potter. Nie chcę niczego w mojej herbacie, poradzę sobie. Nie jesteś służącym. - powiedział Mistrz Eliksirów z ironią w głosie. Oczywiście, że jestem, krwawy bydlaku. Spójrz na mnie. Zobacz jak jestem ubrany. Czy nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego chodzę tylko w szkolnej szacie? Hmm, myśląc o tym, powinienem poprosić Hermionę żeby wzięła mnie na zakupy do mugolskiego Londynu, jak tylko będę miał dostęp do swoich pieniędzy. - Nie, sir.- wymamrotał, starając się zasłaniać twarz włosami. Dobrze, że urosły mu przez lato. Snape uśmiechnął się złośliwie. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. - Potter! - krzyknął Dursley. Harry podskoczył i poparzył się wrzatkiem, który właśnie wlewał do kubka Dudleya. Nie krzyknął jednak, wytarł jedynie mokre ręce o spodnie i zacisnął zęby. Snape obserował wszystkie jego czynności. - Tak, sir? - spytał. Starał się aby jego głos zabrzmiał całkowicie neutralnie. Wuj nie mógłby go teraz uderzyć, ale na pewno zapamiętałby, żeby zrobić to później. Snape zabierał go stąd. Mimo to Harry wciąż nie chciał okazywać całkowitego braku szacunku. - Dlaczego, do cholery jest tutaj ten profesor? - krzyknął wuj. - Nie mam pojęcia, sir. Zniknijcie siniaki. Zniknijcie. Proszę, nie chcę by Snape zobaczył mnie z tymi stłuczeniami. Proszę, zniknijcie. Proszę. - Jestem tu, by zabrać Pottera. Ustalono, że będzie bezpieczniejszy w Hogwarcie - odpowiedział Snape. Twarz Vernona przybrała kolor purpury, Petunia zbladła, a Dudley wrzasnął i upuścił swój kubek. Harry schylił się, żeby pozbierać skorupy. Ostrożnie wyrzucał je kosza, ale małe drobinki szkła były wszędzie i w pewnym momecie Harry skaleczył się. Na Boga, to naprawdę mój zły dzień! - Dlaczego będzie tam bezpieczniejszy? To jakieś oskarżenie? Chłopcze! Co ty naopowiadałeś tym dziwakom?! - wrzeszczał wuj Vernon. Harry westchnął. - Nic, sir. Nie mówiłem im nic o was. - odpowiedział spokojnie. Ty hipokryto! Jak śmiesz oskarżać mnie o jakieś nadużycia wobec mojego siostrzeńca? Ja tylko podbijłem mu oczy kilka razy podczas wakacji! Ja tylko go głodzę! Nie nazwałbym tego nadużyciem! - pomyślał złośliwie Harry. - Masz cholerne szczęście, że im nic nie powiedziałeś! Bo, gdybym pomyślał, choć przez chwilę, że było inaczej… - Vernon natarł na Harry’ego, który na niego nie patrzył. - Jakkolwiek uwielbiam patrzeć jak cudowny i sławny Potter jest dręczony przez mugoli, ale mam napięty harmonogram i Dumbledore oczekuje na spotkanie z nami - powiedział Snape znudzonym głosem. - Sławny? - sapnął Vernon. - I bogaty. Odziedziczył dwa spadki po bardzo bogatych czarodziejach i jego majatek, składa się z dużej ilości złota. Obecnie jest więc, jak to nazywacie w waszych świecie, milionerem. - poinformował go Snape. - Słucham? Chłopcze! Nigdy nie mówiłeś nam, że masz jakieś pieniądze! - krzyknął Dursley. Snape posłał mu złośliwy uśmieszek. - Musimy iść. Potter, weź swoje rzeczy - powiedział Snape, wstając. - Nie mogę.- mruknął Harry. - Czemu, Potter? Jesteś tak bezczelny, że myślisz, że ktoś zrobi to za ciebie? - zadrwił szyderczo Snape. Tak, jestem. Nigdy nie robię nic, tutaj. Siedzę i jestem obsługiwany przez wszystkich wkoło. Oczywiście. - Są zamkniete w piwnicy, sir.- odpowiedział spokojnie. Snape parsknął zirytowany, i rzucił „Alohomora” na zamknięte drzwi. - Weź je, i cokolwiek tam jeszcze ci potrzeba. - rozkazał. Harry skinął głową i wziął swój kufer a nastepnie wszedł na góre by zabrać Hedwigę. Kiedy wrócił, zastał Snape mówiącego Dursleyom o jego pieniądzach. - Tak, rodzina Pottera i jego ojca chrzestnego była dobrze sytuowana, jednak za żadne skraby nie jestem w stanie powiedzieć czemu. Zatem, dostał dwa spadki. Po Blacku i po Potterach.- mówił. Nawet o tym nie myśl, Harry. - Wziąłem swoje rzeczy, profesorze.- powiedział szybko Harry. Snape przyjrzał się mu sceptycznie, ale nic nie odpowiedział. - Stój! Chcę wiedzieć jak dużo pięniędzy Harry’ego dostaniemy! Jako… opiekunowie. - warknął Vernon. - Nic. Nie jesteście już jego opiekunami i w świetle prawa nigdy nimi nie byliście. Od teraz Harry Potter nie istnieje w mugolskim świecie. I jeśli nie chcesz, żeby zostały zarzucone ci jakieś oskarżenia, jego tu nie było. - odburknął Snape, chwycił Harry’ego za przegub i wyszli.
Rozdział 3
Harry’emu zakręciło się w głowie i po chwili zobaczył, że wylądowali przed wrotami Hogwartu. Więc tak odczuwa się teleportację... Hm, to coś jakby naprawdę przyjemne uczucie. Jakbyś właśnie zjadł lody. Lody, Boże, ja chcę lody! Jedzenie - cokolwiek. Jestem cholernie głodny. Przestań jęczeć, Harry. Wytrzymywałeś tygodnie. To tylko dwa dni. - Potter, lepiej się pospieszmy. Dumbledore nas oczekuje. Im wcześniej to załatwimy, tym lepiej - warknął Snape, kierując się w stronę zamku. Harry podążył za nim, nabierając pewności, że pozostanie w tyle przez cały czas. Stanęli przed chimerą i Snape wypowiedział hasło, po czym weszli. Dumbledore uśmiechnął się do Harry’ego, który nie odrywał wzroku od swoich stóp. - Zanim przejdziemy do meritum sprawy, Dumbledore, chciałbym zwrócić się ze skargą. Nie życzę sobie znosić takiego stosunku chłopca do mnie. Odmawia patrzenia na mnie - powiedział Snape z szyderstwem. Ty bydlaku. Oślizgły, tłusty, cholerny donosicielu. Tak cholernie cię nienawidzę. Chciałbym, żebyś nie żył! - Harry - Dumbledore zwrócił się do chłopca delikatnym głosem. Harry westchnął, podniósł głowę i spojrzał z wściekłością. Dumbledore zachłysnął się, Snape’a zatkało. Przez chwilę panowała kompletna cisza. - Co ci się stało? - Snape w końcu doszedł do siebie. - Uderzyłem się drzwiami - warknął Harry. Snape prychnął. - Nie kłam, Potter. Obaj znamy legilimencję - powiedział. Harry popatrzył na mężczyzn ze złością. - Czemu więc w ogóle pytacie? Myślę, że to jest oczywiste. Mój głupi mugolski wuj. Oto, co się stało! Zadowoleni? - Schował twarz w dłoniach i niespodziewanie odwrócił się do kominka. Chciałbym, żeby był tu Syriusz. Oddychanie wydawało mu się w tej chwili bardzo trudne. Rozkoszował się ciszą, która zapadła w gabinecie. Milczał przez kilka minut i nikt się nie odzywał. Kiedy był już pewien, że może znów mówić, odwrócił się z powrotem. - Dlaczego tu jestem? - spytał. Dumbledore przyglądał mu się bacznie. - Odkryliśmy, że twój ojciec nie umarł - odpowiedział. Harry gapił się na niego zszokowany. Dumbledore nie mógłby kłamać w takiej sprawie. - Co?! On żyje? Gdzie jest? - wykrztusił wreszcie. - W tym pokoju - odrzekł miękko Dumbledore. Harry odwrócił się do Snape’a, który patrzył gdzieś przed siebie, potem spojrzał na Dumbledore’a i znów na Snape’a. - Pieprz się - powiedział cichym głosem, przepełniony złością. Dumbledore nie upomniał go. - Harry, wiem, że jesteś zszokowany… - Raczej nie mogę uwierzyć - poprawił go chłopiec. - Dlaczego moja mama chciałaby… z nim? - spytał. - Ponieważ go kochała - odpowiedział Dumbledore. - Dlaczego? To przecież tłusty, oślizgły, stary dupek, który traktuje mnie jak śmiecia. W sumie traktuje tak cały Gryffindor. Dlaczego dla niej miałby być inny? - warknął. - Ona była z Ravenclawu - odezwał się niespodziewanie Snape. - Z Ravenclawu? - spytał zaskoczony Harry. Snape uśmiechnął się do niego szyderczo. - Na Merlina, Potter! Jeśli miałbyś choć trochę rozumu, wiedziałbyś, że w bibliotece znajdują się roczniki, także te z 1950 - warknął. - Więc moja mama była z pewnością genialna, skoro trafiła do Ravenclawu. W takim razie wygląda na to, że tępotę odziedziczyłem po tobie! - krzyknął Harry, zanim zdążył pomyśleć. Sekundę później dotarło do niego, co właśnie powiedział. W pokoju zapadła cisza. - Przepraszam. Nie to miałem na myśli. To znaczy, tak pomyślałem, ale nie miałem zamiaru powiedzieć tego głośno. Chciałem powiedzieć… Och… Dumbledore żachnął się. Snape wyglądał na rozbawionego. - Nie zamierzasz mnie przeprosić za myślenie o mnie jako o kretynie? - spytał. - Nie - odpowiedział Harry, znów zły. - Nie lubię cię, nie szanuję cię. Ty mnie nienawidzisz! - dodał. - Nie zaprzeczam. Dla mnie jest to jednak gorsze niż dla ciebie. - odwarknął. - Gorsze dla ciebie?! Dorastałem jako sierota, zamknięty w pieprzonej komórce pod schodami, później uczyłem się wszystkiego o Hogwarcie od podstaw, dowiedziałem się, że jestem sławny za coś, czego nie pamiętam, w świecie, o którym nigdy nie słyszałem! I jakby tego było mało dowiaduję się, że człowiek, który nienawidzi mnie najbardziej na świecie, może zaraz po Voldemorcie, jest, na Boga, moim ojcem! I ŚMIESZ TWIERDZIĆ, ŻE TO JEST GORSZE DLA CIEBIE!? - zakończył, krzycząc. Snape zgromił go spojrzeniem. - Harry, Severusie, oczywiście przed wami jeszcze dużo pracy nad waszymi wzajemnymi relacjami, ale to nie jest odpowiedni czas na to. Swoimi animozjami wyrządzacie szkodę sobie i Zakonowi. Obaj jesteście ważni w tej wojnie. I chcę, abyście zachowywali się uprzejmie wobec siebie w obecności innych. Harry, od dzisiaj będziesz mieszkał u Severusa w lochach - zdecydował Dumbledore. - Prędzej umrę - warknął chłopak. Snape znów obrzucił go wściekłym spojrzeniem. - To da się zaaranżować, Potter - stwierdził szyderczo. Harry patrzył na niego nienawistnie. - Tak, ponieważ ty nie masz... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |