Debbie Macomber - Pora na ślub, ● Harlequin Romance
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DEBBIE MACOMBER Pora na ślub skany: anula przerobienie AScarlett ROZDZIAŁ PIERWSZY Mary Jo Summerhill naprawdę nie miała innego wyjścia. W jej rękach spoczywała teraz przyszłość rodziców, a Evan Dryden był najlepszym adwoka tem w całym Bostonie. Była gotowa nawet paść Evanowi do stóp. Dobrze go znała. Wiedziała, że taki gest na pewno by mu się spodobał. Wszystko jedno. Oby tylko zechciał jej pomóc. Spotkanie z byłym narzeczonym nie powinno wzbudzać niepokoju. Niestety, Evan był dla niej kimś znacznie ważniejszym niż zwykłym młodym człowiekiem, z którym w przeszłości kilka razy umówiła się na randkę. Trzy lata temu oboje byli w sobie strasznie zakochani. Zerwanie zaręczyn o mało nie wpędziło jej do grobu. Jego zresztą też. Jeszcze teraz Mary Jo rumieniła się ze wstydu na wspomnienie sposobu, w jaki zakończyła tamten związek. Jak pospolity tchórz, odesłała narzeczo nemu pocztą zaręczynowy pierścionek. Mogła się domyślić, że Evan nie jest na tyle głupi, żeby przyjąć z powrotem pierścionek i nie spróbować nawet zobaczyć się z narzeczoną. Wściekły i zroz paczony przyszedł do niej, żądając wyjaśnień. Oczy wiście jej argumenty w najmniejszym nawet stopniu go nie przekonały, wobec czego Mary Jo na po czekaniu wymyśliła bajkę o innym mężczyźnie, 6 PORA NA ŚLUB którego pokochała od pierwszego wejrzenia. To było obrzydliwe kłamstwo, a zarazem jedyny sposób na przekonanie Evana, że rzeczywiście z nim zrywa, jedyny skuteczny sposób usunięcia się z życia uko chanego mężczyzny. Rzeczywiście, udało się znakomicie, pomyślała Mary Jo i zaraz poczuła paskudne ukłucie w sercu. Evan w końcu doszedł do siebie. Zresztą jego matka doskonale przewidziała taki obrót sprawy. Nie tracił czasu i wkrótce ułożył sobie życie. Zaledwie po dwóch miesiącach znów zaczął się umawiać z kobie tami. W kronice towarzyskiej miejscowych gazet wciąż ukazywały się jego zdjęcia z Jessicą Kellerman u boku. Mary Jo dla własnego spokoju sprawdziła, kim byli Kellermanowie. Tak jak się spodziewała, okazali się bogatą, starą rodziną, zupełnym przeci wieństwem wielodzietnej i skromnej rodziny Sum- merhillów. Jessica rzeczywiście stanowiła znakomitą partię dla Evana. Wkrótce miasto zatrzęsło się od plotek o bajecznym ślubie Drydena. Mary Jo akurat wtedy była na jakimś wyjazdowym seminarium dla nauczycieli i nie udało jej się przeczytać sprawo zdania z tej uroczystości, ale o ślubie i wielgachnym przyjęciu weselnym mówiło się w Bostonie jeszcze przez wiele następnych miesięcy. Wszystko to zdarzyło się trzy lata temu. Teraz Evan i Jessica byli już starym małżeństwem i na pewno zdążyli już powiększyć rodzinę. Mary Jo poczuła ogromny żal. Wciąż jeszcze kochała tego mężczyznę. W tym cały problem. - Pan Dryden prosi panią do siebie - głos recep cjonistki przerwał niewesołe rozmyślania dziewczy ny. PORA NA ŚLUB 7 Gwałtownie zerwała się z krzesła. Przerażona do granic wytrzymałości chciała zaraz, natychmiast, uciec z tego biura. Zamiast tego potulnie podreptała za recepcjonistką, która prowadziła ją prosto do biura Evana. Na drzwiach gabinetu wisiała złota plakietka z jego nazwiskiem. Recepcjonistka otwo rzyła zesztywniałej ze strachu dziewczynie drzwi i odeszła. Mary Jo w mgnieniu oka rozpoznała sekretarkę Evana. Wprawdzie widziała ją po raz pierwszy w ży ciu, ale pani Sterling była dokładnie taka, jak opisał ją Evan. Niska, szczupła kobieta w średnim wieku, bardzo energiczna. Evan przysięgał, że gdyby kaza no jej od nowa zorganizować cały świat, nie miałaby z tym najmniejszych problemów. - Szef prosi, żeby pani zaraz do niego weszła - powiedziała pani Sterling. - Czy mogę pani za proponować filiżankę kawy? - Nie, bardzo pani dziękuję. - Mary Jo z bijącym sercem przestąpiła próg gabinetu. Myślała tylko o tym, jak to będzie, kiedy po tylu latach znów zobaczy Evana. Już wcześniej postanowiła sobie, że zachowa się tak, jakby byli wyłącznie przyja ciółmi, którzy bardzo długo się nie widzieli. Miała się uśmiechnąć, podać Evanowi rękę, wypytać o Jes- sicę i w ogóle o wszystko, co się z nim przez te lata działo. Miała... Teraz jednak, kiedy już stała tak blisko uko chanego mężczyzny, nie tylko nie mogła się ruszyć, nie mogła nawet oddychać. Spróbowała przywołać w pamięci twarz Gary'ego, chłopaka, z którym spotykała się przez kilka ostatnich miesięcy, ale w niczym jej ten podstęp nie pomógł. Chciała 8 l'ORA NA ŚLLB wymyślić jakieś rozsądne zdanie, może nawet żart... Nic z tego. Mary Jo myślała teraz tylko o tym, że mężczyzna, którego kochała trzy lata temu, mę żczyzna, którego dotąd nie przestała kochać, jest mężem innej kobiety. Evan pochylał się nad jakimś leżącym na biurku dokumentem. Podniósł głowę i spojrzał dziewczynie prosto w oczy. Mary Jo wydało się, że przez jedną krótką chwilę widziała na jego twarzy taki sam żal, jaki i ona czuła, patrząc na niego. - Cześć, Evan - powiedziała Mary Jo, zdziwiona obojętnym brzmieniem własnego głosu. - Pewnie zastanawiasz się, po co tu przyszłam. Po tylu latach... - Mary Jo - powiedział Evan szorstkim, profe sjonalnym tonem. Wstał z fotela, podszedł do niej i uścisnął wyciągniętą dłoń dziewczyny. - Miło znów cię widzieć. O mało nie wybuchnęła gromkim śmiechem. Evan nigdy nie umiał kłamać. Tym razem też mu się nie udało. Dziewczyna doskonale wiedziała, że jej wizy ta wcale go nie cieszy. - Siadaj, proszę - wskazał jej stojące obok biurka krzesło. Mary Jo skwapliwie skorzystała z zaproszenia. Wcale nie była pewna, czy kolana zdołałyby utrzy mać ją w pozycji stojącej przez najbliższe trzy sekundy. Położyła torebkę na podłodze i odczekała chwilę, aż serce powróci do mniej więcej normal nego rytmu. - Czy Mary zaproponowała ci coś do picia? - Tak, ale nie chciałam. Dziękuję bardzo - po wiedziała szybko. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |