Dane do opracowania szkicu biograficznego Władysława P.Cieplak, Prywatne, Magisterka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- 7 -
Dane do opracowania szkicu biograficznego Władysława – Miłosława Cieplaka PS. „Giewont” dowódcy III Kpn. Batalionu „Zośka”
1) Rodzina – okres do 1.IX.1939 a) Pradziadkowie – Dziadkowie – Rodzice Pragnąc przedstawić środowisko w jakim wychowywaliśmy się Miłek i ja oraz pozostałe nasze rodzeństwo, muszę sięgnąć do źródeł, tradycji rodzinnej przekazywanej nam wszystkim przez naszą matkę, a matce naszej przez jej ojca Tomasza Łuszkiewicza o jego rodzicach. Pradziadek nasz Jerzy Łuszkiewicz brał czynny udział na terenie Litwy w 1863 r. w Powstaniu Styczniowym. Za udział w Powstaniu został aresztowany, a posiadany przez niego majątek skonfiskowany, a jego zesłano na Sybir. Jego żona nie chcąc opuścić męża, wyjechała wraz z nim. W 1862 roku t.j. na rok przed powstaniem, urodził im się syn Tomasz, właśnie późniejszy ojciec naszej matki. Jednorocznego syna, pradziadkowie zostawili w kraju u dalszych krewnych. Pradziadkowie z Sybiru nie wrócili. Dziadek Tomasz wychowywał się u krewnych, gdzieś do 15 roku życia. Następnie wyprowadził się od nich i pracując, jednocześnie kontynuował naukę. Został lekarzem. Ożenił się w Aleksandrowie Kuj. w 1886 roku z Heleną Ohde. Z małżeństwa tego urodziło się czworo dzieci: - Stefania ur. 24. II. 1887 nasza matka – zmarła 19. IX. 1955 r. - Hanna - Jerzy – zmarł w 1961 r. - Maria żyje – mieszka w Warszawie Dziadek Tomasz Łuszkiewicz znany był na terenie Aleksandrowa Kuj. I okolicy, nie tylko jako lekarz, ale przede wszystkim jako polak w pełni zaangażowany w pracy społecznej i wychowawczej młodzieży oraz jako człowiek niosący ulgę w cierpieniu z racji swojego zawodu. Dziadek w wielu wypadkach niósł pomoc materialną ludziom, tam gdzie jej naprawdę było potrzeba. Dzieci swoje wychowywał w miłości do ojczyzny i w duchu głęboko pojętego patriotyzmu i humanizmu. Całą czwórkę swych dzieci, dziadkowie wykształcili. Córki ukończyły pensję, a syn Jerzy, studia medyczne i został jak ojciec lekarzem. O dziadku naszym, niemal do dnia dzisiejszego żyje pamięć wśród starszej i młodszej generacji Aleksandrowa Kuj. Dziadkowie zmarli w Aleksandrowie Kujawskim i tam zostali pochowani. Grób zawsze istnieje i jest zawsze zadbany. - Rodzice moi poznali się i pobrali w Aleksandrowie Kuj. Ślub odbył się 17.I. 1906 r. Ojciec mój Aleksander Cieplak urodził się 22. III. 1879 roku w Bliźnie k/ Koła z ojca Franciszka i matki Elżbiety z domu Jabłońska. O dziadkach tych mało mogę powiedzieć – wiem, że pochodzili z małorolnej rodziny chłopskiej, że dzieci swoje mimo bardzo ciężkich warunków materialnych wychowali jak na ówczesny czasy bardzo starannie. Jeden z braci ojca Józef – starszy od mojego ojca był Dyrektorem Głównej Poczty w Łodzi. Drugi brat Antoni, wyjechał do Ameryki i tam umarł. Dziadka zupełnie nie pamiętam. Pamiętam natomiast bardzo dobrze babcię Elżbietę. Ostatnie lata swego życia spędziła u nas. Bardzo nas kochała, ale najwięcej kochała Miłka, nazywała go Miłuszek. Zawsze go przed nami broniła – nie pozwoliła rodzicom na niego krzyczeć. Był jej oczkiem w głowie. Miłek odwzajemniał jej też się swoją miłością. Śmierć babci była dla niego pierwszym poważnym przeżyciem. Zmarła kiedy mieszkaliśmy w Koninie. Rodzice moi mieli siedmioro dzieci z których dwóch chłopców umarło jako niemowlęta. Pozostała piątka to: - Witalis ur. 15. XI. 1906 r. – zginął w Katyniu - Irmina, Urszula ur. 2. XI. 1910 r. - Urszula, Mieczysława ur. 22. V. 1912 r. - Przemysław ur. 10. X. 1914 r. - Władysław, Miłosław ur. 6. VI. 1917 r. – poległ w Powstaniu Warszawskim 30. VIII. 1944r. Wszyscy urodziliśmy się w Aleksandrowie Kuj. Ojciec nasz pracował w Aleksandrowie Kuj. na komorze Celnej. Dzięki tej pracy, miał możliwość pomocy przy przerzucaniu przez granicę młodych ludzi, pragnących zaciągnąć się do POW lub kurierów POW. Po pewnym czasie, wydało się to i ojciec został aresztowany przez niemców. Dzięki pomocy kolegów, ojciec z więzienia uciekł. Działo się to w końcu 1917 r. lub na początku 1918 roku. Na przełomie lat 1917 – 1918 matka moja wraz z siostrą swoją Marią, bratem Jerzym oraz ich i ojca kolegami, ukryła na terenie swojej posesji w Aleksandrowie Kuj. dzwony kościelne zdjęte z wieży Kościoła Parafialnego w Służewie, chroniąc je w ten sposób, przed zarekwirowaniem przez niemców na przetopienie na broń. Niemcy podejrzewali o to moją rodzinę, a szczególnie moją matkę. Przeprowadzali więc u nas bardzo ścisłe rewizje całej posesji. Przekopywali ją – wbijali w ziemię długie na kilka metrów pręty metalowe, aby wykryć zakonne dzwony. Nic jednaj nie wykryli. Dzwony były ukryte w piwnicy. Zakopane dość głęboko w ziemię, a następnie przywalone węglem. Niemcy nie dawali jednak za wygraną – przeprowadzali dalsze rewizje, a dom naszych rodziców, był pod stałą obserwacją w dzień i w nocy. Ojca w tym czasie w domu nie było. Ukrywał się u znajomych po ucieczce z więzienia, albo był jeszcze aresztowany. Po pewnym czasie, matka pod wpływem tych represji sprzedała dom i wyjechał a z nami do rodziców ojca do Koła. Było to na początku 1918 roku. Ojciec nasz już tam na nas oczekiwał. Uratowane przez naszą rodzinę dzwony, po odzyskaniu Niepodległości wróciły na swoje miejsce do Kościoła Parafialnego w Służewie. Po odzyskaniu przez Polskę Niepodległości w 1918 r. ojciec mój otrzymał posadę Inspektora Samorządowego w Starostwie w Koninie. W 1932 r. ze względu na zdrowie, przeszedł ojciec na emeryturę. Również w tym samym roku, przeprowadziliśmy się z Konina do Poznania. Sądzę, że bardziej szczegółowo o okresie pracy ojca, napisze siostra Irmina, która pamieta ten okres lepiej pamięta. b) Dzieci -Brat Witalis był najstarszym z rodzeństwa. Urodził się w Aleksandrowie Kuj. 15. XI. 1906 r. sześć klas Gimnazjum ukończył w Koninie w Gimnazjum Koeduacyjnym Rady Opiekuńczej w Koninie. Ojciec nasz przez długie lata, był Przewodniczącym właśnie tej Rady Opiekuńczej. Następnie ojciec przeniósł brata do Liceum Handlowego w Bydgoszczy, które brat ukończył. Po ukończeniu Liceum powołany został do Podchorążówki Piechoty w Śremie. Ukończył ją w stopniu plutonowego podchorążego. Po kilku ćwiczeniach, został mianowany podporucznikiem rezerwy. W 1933 roku ożenił się w Kaliszu z Jadwigą z domu Kasprzak. Z małżeństwa tego urodziły się dwie córki – Grażyna ur. W Kaliszu 1934 r. i Barbara ur. W Poznaniu w 1935 r. Brata Witalisa pamiętam jako czynnego harcerza. Był wspaniałym organizatorem. Dyrektorzy Gimnazjum często zlecali mu organizowanie różnych imprez i to nie tylko harcerskich. Pełnił różne funkcje w harcerstwie, do przybocznego włącznie. Stopnia harcerskiego brata nie pamiętam. Organizował sam obozy harcerskie i zloty powiatowe. Był uczestnikiem zlotu ZHP w Siekierkach. - Siostra Irmina, Urszula ur. Się w Aleksandrowie Kuj. 2. XI. 1910 r. Rozpoczęła naukę w Koninie. Maturę zdawała w 1929 r. w Gimnazjum Rady Opiekuńczej w Koninie. Należała do ZHP. Brała udział w obozach harcerskich jak również w zlotach ZHP. W Świdrze i Łodzi. W 1931 r. wyszła za mąż, za Ludwika Dąbrowskiego, który w czasie okupacji, jako członek batalionu „Chrobry” poległ w Powstaniu Warszawskim w dniu 30. VIII. 1944 r. Sądzę, że sama o sobie więcej napisze. - Siostra Urszula, Mieczysława ur. 22. V. 1912 r. w Aleksandrowie Kuj. Rozpoczęła naukę w Koninie. Maturę zrobiła w 1931 r. w Gimnazjum Koedukacyjnym R.O. w Koninie. Należała jak my wszyscy do ZHP. Również była uczestniczką obozów harcerskich oraz zlotów ZHP w Świdrze i Łodzi. Po ukończeniu Gimnazjum rozpoczęła studia filologiczne na Uniwersytecie Poznańskim, lecz ze względu na wcześniejsze przejście naszego ojca na emeryturę i związanych z tym trudnościami materialnymi, musiała studia przerwać i zacząć pracę w ZUS w Poznaniu. W tym czasie siostra Irmina już była zamężna, a ja i Miłek uczęszczaliśmy jeszcze do Gimnazjum w Poznaniu. - Ja ur. 10.X. 1914 r. w Aleksandrowie Kuj. Do harcerstwa zapisałem się w 1922 r. do wilcząt w Koninie a następnie do I Konińskiej Drużyny Harcerskiej im. Tadeusza Kościuszki. Po przeprowadzeniu się rodziców do Poznania, należałem do 16 PDH im. Gen. Józefa Bema przy Gimnazjum im. Ignacego Paderewskiego w Poznaniu. W drużynie tej pełniłem w pewnych okresach czasu, funkcję zastępowego i przybocznego. W 1936 r. zostałem mianowany drużynowym 32 PDH przy Szkole Wydziałowej w Poznaniu przy ul. Śniadeckich, którą ta funkcję pełniłem do wybuchu wojny. Zdobyty stopień harcerski – harcerz Rzeczypospolitej. Zdobyte sprawności – ok. 80-ciu. Udział w kilkunastu obozach harcerskich , stałych i wędrownych, oraz w wyprawie harcerstwa do Rumunii w 1939 r. Z wyprawy tej, powróciliśmy z Miłkiem do Poznania 28. VIII. W ostatnich dniach pobytu w Rumunii wiedzieliśmy już o możliwości wybuchu wojny. Wracaliśmy więc do kraju w wielkim pośpiechu aby dowieść chłopców do domów. Ze względu na słaby wzrok, pierwsze lata nie chodziłem do szkoły powszechnej lecz uczyłem się w domu. Do szkoły rozpocząłem chodzić w Koninie, od razu do Gimnazjum i to do 2 klasy. W 1932 r. w 6 klasie. Przerwałem naukę i wyjechałem do Poznania. W Poznaniu pierwszy rok uczęszczałem do Gimnazjum im. Ignacego Paderewskiego a następnie do Liceum Handlowego Izby Przemysłowo – Handlowej w Poznaniu. Liceum to ukończyłem w 1935 r. W 1939 r. ukończyłem studia na Akademii Handlowej w Poznaniu. Od 10. X. 1935 r. rozpocząłem pracę na PKP. Początkowo jako praktykant na adiunkta, następnie jako adiunkt, wreszcie jako starszy asesr DOKP Poznań. Stopień instruktorski PHM. otrzymałem w czasie okupacji , natomiast hm. już po odnowie harcerstwa w 1959 r. Po odnowie ZHP w 1956 r. zacząłem ponownie czynnie pracować w harcerstwie. Od 1956 r., do 1961., do m-ca sierpnia pełniłem funkcję Komendanta Hufca Szczecin – Śródmieście oraz Starszego Hufca m. Szczecina. W 1961 r. przerwałem czynna pracę w ZHP. Cały czas funkcję Komendanta oraz St. Hufcowego, pełniłem społecznie. Obecnie kontakt z harcerstwem, utrzymuje jeszcze przez swoich wychowanków, którzy pełnią liczne wysokie funkcje, Obecny Komendant Chorągwi Szczecińskiej to mój wychowanek – uczestnik pierwszego organizowanego przez mnie kursu dla zastępowych. Od czasu do czasu jestem zapraszany na różne uroczystości Hufców czy Chorągwi, ale już coraz rzadziej. - Władysław, Miłosław ur. się również w Aleksandrowie Kuj. 6. VI. 1917 r. Był najmłodszym i chyba dlatego najwięcej kochanym przez rodziców i przez nas wszystkich. W domu oraz koledzy w szkole wołali na niego Miłek. Do szkoły rozpoczął chodzić w 1924 r. w Koninie. Najpierw uczęszczał do Szkoły Powszechnej, której kierownikiem był p. Kasprzak i dlatego potocznie mówiło się „Szkoła Kasprzaka”. Po skończeniu 5 klas tej szkoły, poszedł do 1 klasy Gimnazjum Koedukacyjnego R.O. w Koninie, do którego wszyscy w pewnym okresach czasu uczęszczaliśmy. W 1925 r. wstąpił do ZHP do drużyny Wilcząt, a następnie po osiągnięciu odpowiedniego wieku, przeszedł do I Konińskiej Drużyny Harcerskiej im. Tadeusza Kościuszki. Jeżeli dobrze pamiętam, to drużynowym w tym czasie był drh. Jaromniak. Miłek z harcerstwem stykał się od lat najmłodszych, bo przecież najstarszy brat Witalis, jak i ja oraz obie siostry należeliśmy doi harcerstwa. Pamiętam, że ilekroć odbywały się biwaki, złazy czy zloty harcerskie na terenie Konina, to zawsze Miłka kiedy jeszcze nie chodził do szkoły, któreś z nas zabierało ze sobą, aby już poznawał życie harcerskie. Miłek więc od lat najmłodszych stał się zapalonym harcerzem. Po prostu kochał harcerstwo i poświęcał mu wiele czasu. W 1932 r. w trakcie chodzenia do 3 klasy Gimnazjum w Koninie musiał przerwać naukę w związku z wyjazdem rodziców do Poznania. W Poznaniu zaczął uczęszczać od nowego roku ponownie do 3 klasy Gimnazjum im. Św. Jana Kantego / obecnie Marcin Kasprzaka/. Gimnazjum to ukończył w 1939 roku. Był uczniem dobrym – z tego tytułu nie sprawiał kłopotów rodzicom. Miał szczególne zdolności do matematyki, fizyki i chemii. Dlatego też zamierzał po uzyskaniu matury rozpocząć studia na Politechnice Warszawskiej, gdzie złożył swoje papiery. W Poznaniu kontynuował pracę w harcerską w 21 PDH im. Tadeusza Rejtana przy Gimnazjum do którego uczęszczał. Był początkowo szeregowcem, ale w miarę zdobywania stopni, sprawności, doświadczenia oraz zaufania u drużynowego, którym był Florian Marciniak jak i Dyrektora Gimnazjum i opiekuna drużyny, pełnił funkcje zastępowego, przybocznego, aż wreszcie w 1937 lub 1938 r. został mianowany drużynowym 21 PDH. Obozów harcerskich stałych i wędrownych odbył Miłek kilkanaście. Z tego co najmniej połowę jako oboźny lub komendant. Był z 21 PDH na Jamboree w Spale i w Gódele na Węgrzech. Prowadził jako komendant podobóz 21 PDH na wyprawach harcerstwa polskiego do Rumunii w latach 1938 i 1939. W roku 1939 byłem z Miłkiem w Rumunii w charakterze oboźnego podobozu 21 PDH. Stopień harcerski Miłka – harcerz Rzeczy pospolitej. Stopień instruktorski – podharcmistrze zdobyty jeszcze przed wojną oraz harcmistrz otrzymany w czasie okupacji. Miłek miał wielu kolegów, którzy go bardzo lubili i darzyli przyjaźnią, Wielu z nich, również już nie żyje. Wspomnę jedynie tych, których pamiętam: -Andrzej Szulc – zginął w Warszawie, zamordowany przez bandytów w napadzie na sklep jubilerski jego ojca Stanisława Szulca. Sklep mieścił się przy ul Kredytowej 6 lub 8. Stanisław Szulc był znanym i wielce cenionym jubilerem przed wojną na terenie Poznania. Andrzej był również harcerzem. Chodził z Miłkiem do Gimnazjum i był członkiem 21 PDH. W czasie okupacji należał do szarych Szeregów. Ukończył razem z Miłkiem „Agrikolę”. Był najserdeczniejszym przyjacielem Miłka z czasów szkolnych. Znał również dobrze Floriana Marciniaka. Będę jeszcze o nim pisał w innych miejscach moich wspomnień. -Mieczysław Gładysz – poległa - Eugeniusz Gottowt – poległ w 1939 r. - Zenon Weinert – zmarł w 1975 r. w Poznaniu - Edward Grochal – zamieszkuje w Poznaniu ul. Chwiałkowskiego 20 m 5 W rozmowie z nim, prosił żeby druh Harcmistrz skontaktował się z nim listownie, a wówczas udzieli pełnych informacji o jakie Druhowi będzie chodziło. Informacje opracuje łącznie z innymi kolegami Miłka z którymi utrzymuje kontakt. Podał również, że jeden z najlepszych przyjaciół Miłka, to obecny Korespondent Telewizji Polskiej w Paryżu – Zbigniew Lipiński. Twierdził, że kiedy się widzą z nim, wspominają Miłka. Uważa, że można się z nim ewentualnie skontaktować.
W czasie od 15 września 1935 r. do 30 czerwca 1937 r. Miłek ukończył Szkołę Starszych Przysposobienia Wojskowego Ogólnego i otrzymał świadectwo dn. 30.VI.1937 r. o Przysposobieniu Wojskowym II – go Stopnia z wynikiem dobrym. W 1939 r. Miłek stanął na Komisji Poborowej, otrzymując kategorię A i przydział do marynarki wojennej. Karty powołania nie otrzymał, ponieważ planował rozpocząć studia na Politechnice Warszawskiej. -Do uzupełnienia podanych przeze mnie informacji dotyczących szczególnie nas „dzieci” pragnę podkreślić choć w zarysach, obraz środowiska koleżanek i kolegów z którymi spędziliśmy dziecięce i młodzieńcze lata najpierw w Koninie a potem w Poznaniu. 12 – to letni pobyt w Koninie w miasteczku zamieszkałym przez 8 tys. obywateli rzym. – kat. i 4 tys. wyznania mojżeszowego, miał chyba szczególny wpływ na ukształtowanie się naszej psychiki. Do szkoły tak powszechnej jak i do Gimnazjum chodziła młodzież nacji jednej i drugiej bez najmniejszej różnicy. Jasnym jest więc, że naszymi koleżankami i kolegami byli i jedni i drudzy. Koledzy nasi byli to córki i synowie: - urzędników państwowych wyższych i niższych szczebli, - lekarzy - bogatszych i skromniejszych kupców - rzemieślników jak: fryzjerów, zegarmistrzów, krawców, zwykłych biednych szewców ślęczących nad warsztatem w suterynie i reperujących stare podarte buty. Rodzice nasi nigdy nie zabraniali nam bawić się z koleżankami i kolegami rodzin biedniejszych od naszej. Wpajali nam od najmłodszych lat, szacunek dla innego człowieka, poszanowanie jego pracy. Najstarszy brat Witalis miał koleżanki kolegów starszych, innych kolegów i koleżanki miały siostry, a innych znów ja z Miłkiem. Miłek mimo, że młodszy ode mnie o 3 lata, trzymał się razem ze mną. Dom naszych rodziców w Koninie, znany był z tego, że był otwarty dl naszych kolegów i koleżanek. Nie było dnia, żeby wieczorem przy odrabianiu lekcji- często odrabialiśmy je grupami u nas w domu – nie było u nas kilku a czasem kilkunastu koleżanek i kolegów. Urządzaliśmy gry i zabawy – starsi, który umieli tańczyć, tańczyli przy gramofonie. Największa jednak przyjemnością dla wszystkich, było czytanie książek przez naszą mamusię. Siadaliśmy wtedy każdy gdzie i jak kto mógł, a mama siadała przy stole i zaczynała czytać. W ten sposób Miłej i ja pierwszy raz zapoznaliśmy się z Sienkiewiczem, Kraszewskim, Gąsiorowskim, Mickiewiczem, Krasickim, Słowackim i z wieloma innymi pisarzami poetami polskimi. Były to niezapomniane wieczory. Nasza matkę kochaliśmy wszyscy i to nie tylko my jej dzieci, ale także nasze koleżanki i koledzy. Częste były wypadki, że przychodzili do niej zawierzając jej swoje radości i troski i prosząc o rade i pomoc. Tego co dały nam lata spędzone w Koninie, tego zżycia – tej przyjaźni, tych wspólnych marzeń z naszymi koleżankami i kolegami, nie dało nam już nigdy żadne inne środowisko młodzieży. Z Poznania też wynieśliśmy dużo miłych wspomnień, ale tam Miłek i ja mieliśmy grono innych kolegów. Z chwilą powrotu ze szkoły do domu, mieliśmy koleżanki i kolegów mieszkających w pobliżu. Spotykaliśmy się na krótko – prawie każdy chodził do innej szkoły – nie wiązała nas ta nić przyjaźni, która łączyła nas z kolegami w Koninie. Serdeczniejszych przyjaciół zdobyliśmy dopiero w drużynach harcerskich.
II. Okres wybuchu wojny oraz wojna
Jak już uprzednio zaznaczyłem, Miłej i ja wróciliśmy do Poznania z wyprawy harcerskiej do Rumunii 28.VIII.1939 r. Oprócz najstarszego brata Witalisa, który z żoną i dwiema córkami mieszkał stale w Kaliszu, zastaliśmy naszą rodzinę w Poznaniu w komplecie, bardzo zdenerwowana nadchodzącymi wypadkami. Wiedzieliśmy, że wobec żądań Hitlera wojna jest nieunikniona. Ponieważ liczyliśmy się, że Poznań będzie w pierwszej kolejności atakiem wojsk niemieckich i, że może być taka sytuacja, że chwilowo będzie zajęty przez niemców, zdecydowaliśmy się na naradzie rodzinnej, wysłać naszych rodziców z uwagi na ich wiek, i ich dotychczasowe przeżycia pod opieką siostry Irminy, na wieś pod Łodzią, gdzie nas stryjek Dyrektor Głównej Poczty w Łodzi Józef Cieplak wynajmował stałe letnisko. Stryjek wysłał tam też również swoją żonę z córką. Rodzice wyjechali z Poznania do łodzi w dniu 30. Sierpnia po południu ostatnim normalnie kursującym pociągiem. Chyba o tej sprawie bardziej szczegółowo napisze siostra Irmina, ponieważ cały czas z rodzicami tam przebywała. Losy pozostałych członków rodziny potoczyły się następująco: - Brat Witalis zmobilizowany został w Kaliszu WLKP., jako ppor. Rezerwy 29 Pułku Strzelców Kaniowskich w Kaliszu. Przeszedł szlak bojowy tego Pułku. Wzięty do niewoli przez wojska radzieckie zginął w Katyniu. Z opowiadań naocznych świadków, ludzi, który byli z bratem przez całą kompanię, i wrócili, wiemy, że dowództwo Pułku widząc beznadziejną sytuację z uwagi na wielokrotną przewagę niemców, zwolniło żołnierzy z przysięgi. Było to blisko granicy Rumuńskiej. Dowództwo dało żołnierzom do wyboru 2 alternatywy – albo przejść granicę Rumuńską a dalej przez Węgry do Francji, lub wracać do swoich rodzin, do swoich domów. Mój brat wybrał druga alternatywę i razem z wieloma oficerami i żołnierzami rozpoczął marsz powrotny. W Worochocie na zmęczonych śpiących w stodole oficerów i żołnierzy, napadli Ukraińcy – rozbroili ich i przekazali żołnierzom radzieckim. W ten sposób dostał się brat do obozu w Kozielsku. - Siostra Urszula, Mieczysława opuściła Poznań 3.IX w południe. Ostatnim pociągiem ewakuującym Dyrekcję Okręgową Kolei Państw. w Poznaniu na wschód Polski. Zabrano ją do tego pociągu tylko dlatego, że była moją siostrą, pracownika Dyrekcji PKP. Pociągiem tym dojechała tylko do Konina. Na stacji Konin, pociąg został zbombardowany, a ludność uciekająca z pociągu ostrzeliwana z działek i karabinów maszynowych samolotów niemieckich. Wielu ludzi poniosło śmierć. Dalej siostra szła pieszo. Doszła w ten sposób do Kutna. W dniu przyjścia siostry mojej do Kutna, Niemcy wielkimi siłami lotniczymi zbombardowali Kutno. Miasto poważnie ucierpiało. W gruzach legł szpital w którym przebywało wielu rannych żołnierzy. Rannych żołnierzy trzeba było natychmiast ewakuować. Siostra Urszula przyłączyła się więc do oddziału sanitarnego, ewakuującego rannych żołnierzy. Z oddziałem tym doszła do Sannik. W Sannikach dowódca oddziału w związku z wieścią o przegranej walce na Bzurą oraz widząc cofających się polskich żołnierzy, rozkazał wszystkim zdrowym ludziom swojego oddziału, rozproszyć się i szukać możliwości wyjścia z tego piekła samodzielnie. Siostra poszła więc dalej i pieszo dostała się do Luszyny. Ponieważ dalej już iść nie mogła, bo Niemcy byli wszędzie, zawróciła i 27.IX wróciła pieszo do Poznania. W mieszkaniu na Wierzbięcicach zastał już mnie. - 1.IX.39 r. zastał mnie już w pracy w DOKP Poznań/ po powrocie z wyprawy do Rumunii/. Jeszcze tego samego dnia, z Biura Wojskowego DOKP w Poznaniu otrzymałem rozkaz wyjazdu do Gniezna i objęcie tam stanowiska szyfranta. Miałem ukończony kurs szyfrantów, zorganizowany przez Ministerstwo Kolei. Przed wyjazdem, otrzymałem szyfr jako ściśle tajny. Z Poznania do Gniezna wyjechałem 2.IX przed południem, Po przyjeździe do Gniezna, okazało się, że zawiadowca stacji, stację już ewakuował. Przenocowałem wiec w Gnieźnie z kilkoma innymi pracownikami PKP, którzy ze mną przyjechali i 3.IX rano, tym samym pociągiem, którym przyjechaliśmy do Gniezna, wróciliśmy do Poznania. Po powrocie do Poznania nie zastałem już Dyrekcji PKP, a jedyne ustne polecenie, abym wraz z grupą innych szyfrantów, którzy tak jak ja wrócili do Poznania z przydzielonych im stacji, udał się jka najśpieszniej do Warszawy i zgłosił się w Ministerstwie Komunikacji po dalsze rozkazy. Z Gniezna wróciłem gdzieś około godz. 14:00 – 15:00 po południu. Miłka w Poznaniu jeszcze zastałe. Siostra Urszula, kilka godzin wcześniej opuściła Poznań. Z Miłkiem widziałem się i rozmawiałem bardzo krótko, może wszystkiego 15 minut. Pożegnaliśmy się i obiecaliśmy sobie, że szybko się zobaczymy. Poznań opuściłem jeszcze tego samego dnia o godz. 17:00 ostatnią motorówką jaką miał do swojej dyspozycji Zastępca Zawiadowcy Stacji – p. Owoc. W motorówce było nas niewiele osób. Ruszyliśmy w kierunku na Warszawę. Dojechaliśmy tylko do Strzałkowa. Dalsza jazda była niemożliwa. z powodu uszkodzonych Otrów. Poszliśmy więc grupami pieszo. Ze mną szli moi koledzy: Grzechowiak, Patrzykąt oraz Łój ze swą żoną i kilkumiesięczną córeczką. Droga była trudna. Musieliśmy często ukrywać się przed atakami samolotów, które ostrzeliwały nas z lotu. Ale jakoś szczęśliwie szliśmy. Ludność dzieliła się z nami pożywieniem, często nawet nie biorąc zapłaty. Przez Golinę, Konin i Koło dotarliśmy pod Kutno do wsi Kościelna, lub Wielka Kościelna. We wsi tej musieliśmy się zatrzymać, dalej iść, było już niemożliwe. Widzieliśmy klęskę naszych oddziałów. Było to straszliwe przeżycie. Zdecydowaliśmy się wtedy zniszczyć posiadane szyfry. Za chwilę droga przejechały czołgi niemieckie. Posuwając się za nimi piechota, zagarnęła i nas. Zgoniono nas na jedno miejsce. Tam po wylegitymowaniu się dowodami pracowników PKP zwolniono nas i polecono iść przez Włocławek, Inowrocław, Mogilno, Trzemeszno do Poznania, i tak zgłosić się do pracy w PKP. Do Poznania wróciliśmy pieszo 24.IX w domu byłem pierwszy. -Miłek już od pierwszego dnia wybuchu wojny, wraz z innymi kolegami 21 PDH, a przede wszystkim z Andrzejem Szulcem, Zenonem Weinerem starał się dostać do któregoś z poznańskich oddziałów Wojska Polskiego, ale niestety bezskutecznie. Następnie ponieważ policja granatowa opuściła Poznań w pierwszych dniach wojny t.j. 2 lub 3 IX zorganizowali z harcerzy 21 PDH oraz innych drużyn „Porządkową służbę harcerską” której postawili zadanie, : pilnowania ładu i porządku w mieście, likwidowanie niemieckich dywersantów strzelających z ukrycia do ludności cywilnej powodując ty zamieszanie i popłoch. Pierwszą ich bronią, była myśliwska broń ich ojców, a w miarę likwidowania dywersantów, broń zdobyczna. Trwało to zaledwie kilka dni, gdyż 5 lub 6 IX w związku ze zbliżającym się oddziałów niemieckich do Poznania o czym dowiedzieli się od żołnierzy polskich przechodzących przez Poznań, Miłek bojąc się zaskoczenia i pozostania w mieście zdecydował wyprowadzić zwartą grupę kilkudziesięciu harcerzy z mundurkach z Poznania w kierunku na Warszawę. Pragnął całą grupę wcielić do któregoś walczącego oddziału. Nie udało im się to. Żaden z napotkanych oddziałów nie chciał ich zmobilizować. Wiem tylko, że po wielu trudach udało im się to zrobić Miłkowi oraz Andrzejowi Szulcowi i Zenonowi Weinerowi. O ile sobie przypominam, to Miłek mówił, że Dowódcą tego oddziału, który ich przyjął był kapitan lub major Fahrenholz. Było to już blisko Kutna. Miłek i jego dwaj koledzy brali udział bezpośrednio w walkach pod Kutnem i przeżyli klęskę. Nie byli umundurowani, walczyli cały czas w mundurkach harcerskich. Byli jako łącznicy bezpośrednio przy dowódcy. Miłek opowiadał, że dowódca został ciężko ranny. Położyli go na noszach i zrobili mu opatrunek. Miłek z Zenonem Weinert starali się go uratować. Ukryli go w lesie, myśląc, że lasami przejdą do innych walczących oddziałów. Nie udało im się to, bo Niemcy ich odkryli , i rozdzielili z rannym. Co się stało z ich dowódca Miłek nigdy się nie dowiedział. Miłka i Zenona Niemcy zabrali do niewoli. Po kilku dniach zaczęli sprawdzać im dokumenty i wtedy oni pokazali legitymacje szkolne, bo jeszcze je przy sobie mieli. Na tej podstawie zostali zwolnieni. Miłek wiedział gdzie się znajdują rodzice. Postanowił się więc do nich dostać. Drogę miał trudną, szedł pieszo, często zupełnie brakowało mu pożywienia. Wrócił bardzo wyczerpany, do tego stopnia, że kiedy zapukał do drzwi, a mamusia je otworzyła, zobaczyła go zemdlonego leżącego na ziemi. Do Poznania wrócił 15. X razem z rodzicami, starszą siostrą Irmina i jej mężem Ludwikiem Dąbrowskim, który tak jak Miłek powrócił z frontu do żony.
III. Okupacja
Już kilka dni po powrocie Miłka o Poznania okazało się, że nie mogliśmy mieszkać w domu na Wierzbięcicach 30/30 ponieważ - Miłka poszukiwali Niemcy za zorganizowanie porządkowej służby harcerskiej - mnie zaś , za nie zgłoszenie się do służby w DOKP Poznań, mimo pisemnego wezwania i grożenia sankcją aresztowania. Ponieważ w takiej samej sytuacji znalazł się również Andrzej Szulc, wobec tego w trójkę ukrywaliśmy się w Puszczykowie w willi leniej należącej do rodziców Andrzeja. Długo jednak tak trwać nie mogło., ponieważ mogliśmy być wykryci przez patrole niemieckie kręcące się w dzień i w nocy, lub zauważeni przez niemców cywilów, których było tam mnóstwo. Po naradzie z rodzicami, postanowiliśmy wyjechać z Poznania do Krakowa a następnie do Zakopanego. Tam zawiązać odpowiednie kontakty, i przedostać się na Węgry i dalej do Francji. Postanowienie wprowadziliśmy w czyn. Postaraliśmy się za pieniądze o odpowiednie przepustki. Bilety do Krakowa otrzymaliśmy nielegalnie od obecnej moher żony Reginy Kapuścińskiej, wówczas jeszcze kasjerki biletowej na dworcu głównym w Poznaniu. Do pociągu przeprowadziliśmy i wsadzili nas moi znajomi kolejarze... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |