Day Leclaire - Raj dla zakochanych

Day Leclaire - Raj dla zakochanych, ● Harlequin Romance
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DAY LECLAIRE
Raj dla zakochanych
(Make belive engagement)
PROLOG
Minęło pięć dni. Pięć męczących, ciągnących się jak guma do żucia
dni, w trakcie których nie udało jej się zdobyć jakichkolwiek informacji o
ośrodku wypoczynkowym dla nowożeńców pod nazwą „Raj dla
zakochanych”.
Zamyślona Taylor Daniels wyglądała przez okno swojego biura.
Zacisnęła dłonie w pięści. Jeśli nie zdobędzie na czas tych informacji, nie
będzie mogła nawet marzyć o stanowisku wiceprezesa w firmie ojca. A
była już tak blisko! Tyle lat ciężkiej pracy może pójść na marne przez
takie głupstwo. Jej ojciec, Boss Daniels, dał jej trzy tygodnie na to, żeby
dowiedziała się wszystkiego o tym, jak jest prowadzony i jak duże
przynosi zyski ten luksusowy ośrodek. Z początku wydawało jej się, że to
proste zadanie, ale pomyliła się. Od pięciu dni, czyli od chwili gdy
zaczęła się zajmować tą sprawą, nie udało jej się ruszyć z miejsca. Czas
uciekał nieubłaganie i musiała szybko coś wymyślić. W przeciwnym razie
jej życie, tak dobrze dotychczas zaplanowane, zaczęłoby się
komplikować. Postanowiła jednak się nie poddawać. To nie było w jej
stylu.
Za oknem rozciągał się widok na skąpany w popołudniowym słońcu
Charleston. Powietrze za oknem jeszcze drgało od upału, lato w tym
roku, jak zresztą zazwyczaj w Południowej Karolinie, było bardzo gorące.
W jej biurze panował jednak przyjemny chłód, w oknie cicho brzęczał
klimatyzator. Taylor zagryzła wargi. Tyle wysiłku kosztowało ją
osiągnięcie tak wysokiej pozycji w firmie. Ciągle musiała udowadniać, że
nie jest zbyt młoda, zbyt miękka, zbyt kobieca, że potrafi dotrzymać
kroku swojemu ojcu. A teraz nadzieja na upragnioną wiceprezesurę w
Daniels Investment rozwiewała się. Czyżby teraz jej wyrzeczenia miały
pójść na marne? Kiedy jej rówieśnicy bawili się wesoło, chodzili na
randki, ona uczyła się albo pracowała jako ochotnik u ojca, by powoli
poznawać firmę. Nie, nie ma mowy! Nie dopuści, żeby przez taką głupią
sprawę miały się nie ziścić jej plany i marzenia.
Jednak pytanie, jak zdobyć te informacje, nadal pozostawało bez
odpowiedzi. Co gorsza, pilnie potrzebowała szczegółowych danych.
Nie mogła, niestety, po prostu pojechać na wyspę, gdzie znajdował
się ten ośrodek i zapytać, jak jest prowadzony, ile kosztuje jego
utrzymanie, ile osób jest w nim zatrudnionych i tak dalej. Nikt by jej nie
udzielił takich informacji, od razu zorientowano by się, że nie jest zwykłą,
choć ciekawską turystką, tylko przybywa z konkurencji, która może
stanowić zagrożenie dla świetnie prosperującej firmy. Mimo to, siedząc w
biurze, niczego się nie można dowiedzieć. Nie było innej rady, musi
pojechać na wyspę. Tylko jak zebrać niezbędne informacje, nie budząc
podejrzeń? Gdyby udało jej się rozwiązać ten problem, reszta nie byłaby
już taka trudna.
Rozległo się delikatne pukanie do drzwi.
– Taylor? Nie przeszkadzam?
– Nie, Lindo, wejdź. – Taylor uśmiechnęła się ciepło do swej
sekretarki i zaprosiła dziewczynę do środka.
– Przepisałam na maszynie listy, które mi dyktowałaś i chciałabym,
żebyś je podpisała.
– Połóż je na biurku, za chwilę się tym zajmę.
– Poza tym dzwonił pan Daniels i pytał, kiedy dostanie raport
dotyczący postępu prac... – Linda przerwała zdziwiona, jej wzrok spoczął
bowiem na niewielkiej reklamowej broszurce leżącej na biurku szefowej.
– Czyżbyś wybierała się na wyspę Jermain? Dobra myśl, to przepiękne
miejsce.
– Byłaś tam? – spytała zaskoczona Taylor.
– Nie jako turystka – uśmiechnęła się Linda. – Na to chyba nigdy nie
będzie mnie stać. Pracowałam tam.
– W „Raju dla zakochanych”? – Taylor z napięciem wpatrywała się w
twarz sekretarki.
– Pochodzę z tej wyspy, dzieciństwo i wczesną młodość spędziłam w
niewielkiej miejscowości, znajdującej się niedaleko tego ośrodka –
wyjaśniła dziewczyna. – Gdy byłam w liceum, dorabiałam sobie, pracując
tam w czasie wakacji. Nie mówiłam ci o rym?
– Nie, ale nie szkodzi. Świetnie, że teraz wspomniałaś o tym. Czy
dobrze znasz rodzinę Jermainów?
– Dość dobrze, a czemu pytasz?
– Usiądź, Lindo, mam z tobą ważną rzecz do omówienia.
– Taylor po raz pierwszy od pięciu dni uśmiechnęła się. – Czy znasz
kogoś, kto mógłby mi pomóc zdobyć informacje dotyczące tego ośrodka?
Chodzi mi o ich sytuację finansową, dochody i inne szczegóły związane
z prowadzeniem tego hotelu. – Popatrzyła z nadzieją na Lindę.
– Znam tam wiele osób, ale... – Zawahała się. – Wiem, chyba znam
odpowiedniego człowieka do takiego zadania. On też pochodzi z tej
wyspy i jest bardzo blisko związany z rodziną Jermainów, ale nie pracuje
dla nich. Mogę do niego zadzwonić, jeśli chcesz.
– Świetnie! Właśnie kogoś takiego szukam!
– Jason T. Richmond, słucham?
– Jase? Mówi Linda Halloway. Nie wiem, czy mnie pamiętasz...
Jestem córką Marthy i Hanka.
– Oczywiście, Lindo, pamiętam cię. Co u ciebie słychać?
– Jason T. Richmond wygodnie rozparł się w fotelu.
– Hm... wszystko w porządku, dziękuję.
Jason wyraźnie słyszał wahanie w jej głosie. Ale zanim zdążył
powiedzieć choć słowo, Linda opowiedziała mu ploteczki na temat
wszystkich wspólnych znajomych. Cierpliwie słuchał jej przez kilka minut,
licząc, że ta litania wkrótce się skończy i pozna prawdziwy powód jej
niespodziewanego telefonu.
– Posłuchaj, Jase, tak naprawdę dzwonię do ciebie, ponieważ mam
pewien problem i ciekawa jestem, czy mógłbyś mi pomóc...
– Spróbuję, a o co chodzi?
– Moja szefowa, Taylor Daniels, szuka informacji, jak sądzę
poufnych, na temat wyspy Jermain. Ja nie potrafiłam jej pomóc, ale
pomyślałam, że może ty mógłbyś...
– Hm... Dlaczego zadzwoniłaś akurat do mnie? – zmarszczył brwi. –
Czemu nie porozmawiasz z moim wujem, albo Elizabeth Jermain? Oni
wiedzą znacznie więcej o tym, co się dzieje na wyspie niż ja...
– Pomyślałam, że... – Wyraźnie słyszał w jej głosie zakłopotanie,
podejrzewał, że jest zdenerwowana. – Być może to był głupi pomysł.
Najlepiej zapomnij o tym telefonie. Przepraszam, że ci zawracałam
głowę.
Jason wyprostował się w fotelu. Wyczuł, że dzieje się coś złego. Nie
miał pojęcia, co to mogło być, ale przez lata nauczył się wierzyć swemu
instynktowi. W przeszłości uchroniło go to przed wieloma fałszywymi
krokami, szczególnie w interesach. Pomyślał, że jeśli nie dowie się,
dlaczego Linda zadzwoniła, może tego naprawdę żałować.
– Hola, nie tak szybko! Przecież rozmawiasz ze swoim kuzynem
Jasonem, zapomniałaś? Ja zawsze staram się pomagać rodzinie!
Powiedz, o co chodzi? – Starał się nadać swemu głosowi przyjacielskie i
ciepłe brzmienie.
To było dobre zagranie. Usłyszał po drugiej stronie słuchawki
westchnienie ulgi, a potem dość niejasne wyjaśnienia na temat tego, że
Daniels Investment poszukuje jakichś informacji na temat „Raju dla
zakochanych”.
Czegóż może szukać na wyspie tak wielkie przedsiębiorstwo?
– zamyślił się. A jeszcze bardziej zafrapowało go, dlaczego
zainteresowało się akurat tym ośrodkiem?
– Nie chciałabym, żebyś odniósł mylne wrażenie. Taylor jest zupełnie
inna niż jej ojciec. Jest bardzo fajna. Gdy spytała mnie, czy nie znam
kogoś, kto pomógłby jej uzyskać informacje na temat hotelu Jermainów,
pomyślałam o tobie... Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe? –
spytała niepewnie Linda.
– Nie, skądże! Wybrałaś właściwą osobę. Powiedz mi tylko, po co
Daniels Investment informacje na temat wyspy?
W słuchawce zaległa cisza.
– Jase... ja – zająknęła się Linda.
– Straciłabyś pracę, gdybyś powiedziała mi więcej? – dokończył za
nią.
– Tak – wyszeptała przestraszonym głosem. – Na razie dokładnie
realizuję instrukcje Taylor... miałam cię tylko poprosić o pomoc. Poza
tym, sama niewiele więcej wiem ponad to, co ci już powiedziałam.
– Ale podejrzewasz, że coś jeszcze się za tym kryje? – zapytał
wprost.
– Tak – przyznała.
– Nie musisz dla nich pracować. Jeśli chcesz, znajdę ci dobrą posadę
– zaproponował. – W całkiem niezłej firmie – dodał.
– Dziękuję, niewykluczone, że skorzystam kiedyś z twojej propozycji,
ale nie teraz... – Zawahała się. – Być może mam zbyt bujną wyobraźnię i
nic się za tym nie kryje... Być może nawet Taylor o niczym nie wie, to
taka miła dziewczyna! Sam zresztą się przekonasz, jeśli się poznacie.
Usta Jasona wykrzywiły się w ponurym uśmiechu. Jabłko pada
niedaleko od jabłoni, a to oznacza, że córka Bossa Danielsa nie może
być chyba sympatyczniejsza od jadowitego węża.
– Daj pannie Daniels mój numer telefonu – zaproponował spokojnie.
– Ale nie udzielaj jej na mój temat żadnych informacji, a przede
wszystkim nie mów jej, gdzie pracuję – zastrzegł.
– A jeśli mnie zapyta? Muszę jej coś odpowiedzieć – zmartwiła się
Linda.
– Powiedz jej... powiedz jej, że zatrudniam się do różnych
dorywczych prac, ale nie mam stałej posady.
– Och, Jase. To tak dziwnie brzmi. Dlaczego nie mogę powiedzieć jej
prawdy?
– Możesz jej powiedzieć tylko tyle – powiedział tonem nie znoszącym
sprzeciwu. – Możesz jeszcze dodać, że lubię, gdy się dobrze płaci za
moje usługi.
– A ja nie lubię, gdy mówisz w ten sposób. Shadroe często powtarzał,
że gdy w twoim głosie słychać ostrzeżenie, należy zrobić to, co chcesz...
albo znikać.
– Powinnaś słuchać mojego wuja. – Jason starał się ukryć, że
rozbawiła go ta uwaga.
– Dobrze – potulnie zgodziła się Linda. – Podam Taylor twoje
nazwisko i numer telefonu i powiem, że jeśli chce, może zacząć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • psdtutoriale.xlx.pl
  • Podstrony
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Tylko ci którym ufasz, mogą cię zdradzić.